Budzikom śmierć

Zgłoszenie do artykułu: Budzikom śmierć

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Tytuł:

Budzikom śmierć

Autor słów:

Piaseczny, Andrzej

Autor muzyki:

Chojnacki, Robert

Data powstania:

1995

Informacje

Robert Chojnacki, saksofonista zespołu De Mono: monopol na pisanie tekstów i większości muzyki miał u nas Marek Kościkiewicz. Dawał nam luzy na granie naszych kompozycji, ale to był margines repertuaru. Miałem to szczęście, że udało mi się „wcisnąć” piosenkę „Zostańmy sami”. A to dzięki Staszkowi Sojce, który śpiewał tam chórki i zachwycił się melodią. To spowodowało, że utwór został wykonany podczas festiwalu sopockiego w 1990 r.

No to już widzą Państwo jak wyglądała atmosfera w zespole. Kościkiewicz nie był zazdrosny o talenty kolegów. Raczej uważał, że jako szef artystyczny De Mono, musi ukształtować jego brzmienie według własnego pomysłu. Jak można się domyślić, nie bardzo się to mogło podobać. Tym bardziej, że Chojnacki, zachęcony pierwszym powodzeniem zaczął przynosić coraz więcej własnych kompozycji. Niestety. Niestety. Niestety.

W związku z tym wpadł na następujący pomysł. Marek Kościkiewicz był współwłaścicielem wytwórni Zig Zac. W założeniu miała promować polskich wykonawców. Dlaczego więc nie Roberta Chojnackiego, kumpla z zespołu? Okazało się wszakże, że nie. Podobno materiał nie był dostatecznie interesujący, czy może wyczerpano budżet reklamowy. No w każdym razie nie!

Rozpoczęła się kwerenda po wydawcach płyt. Przekonywanie i odbijanie się od muru. Podobno także dlatego, że te próbne nagrania brzmiały jakby ktoś grał na saksofonie przy akompaniamencie wykonywanym na tekturowych pudłach.

Nieprawda, prostuje Chojnacki, to była profesjonalna przedprodukcja. Zgrywana na komputerze Atari, z linią melodyczną, którą wykonywałem na saksofonie sopranowym. No pewnie, że to były szkice, ale wrażliwe ucho...

Właścicielem wrażliwego ucha miał się okazać Ryszard Adamus. Szef niewielkiego wydawnictwa Ara, człowiek towarzyski, którego na jakimś przyjęciu Kościkiewicz zarekomendował Chojnackiemu jako „osobę wpływową i ... bogatą”.

Starałem się wykręcić od spotkania z Robertem, wspomina. Obawiałem się, że saksofonista przyniesie mi jakiś odjechany jazz, a ja nie lubię odmawiać, szczególnie kolegom. No i jazz się słabo sprzedaje.

Do spotkania, jednakowoż doszło. To była scena jak z filmu opowiada Chojnacki. Siedziałem na kanapie, czułem „żużel w spodniach”. Włączyliśmy kasetę, Rysiek, jak nie palił sięgnął po papierosa, potem drugiego, i nic nie mówi. Wreszcie zdenerwowany pytam „No i co?”, a on na to „o rany, jak mi się to podoba”. Tak zapadła decyzja o poczęciu projektu, który potem jako „Sax and Sex” miał się sprzedać w ilości ponad miliona egzemplarzy, stając się fenomenem na miarę europejską.

Adamus wbrew temu co mówił Kościkiewicz nie był „bogaty”. Za to tak przekonany do przedsięwzięcia, że zaryzykował całym majątkiem. Aby wyprodukować i wypromować płytę zastawił dom w Aninie.

Chojnacki, nie śpiewa Upatrzyłem sobie wokalistę, opowiada. Na imprezie Marlboro Rock In, widziałem grupę Mafia, śpiewał tam wtedy Andrzej Piaseczny. Miał liryczny głos, współpracował z wytwórnią Zig Zac i jedna dziewczyna z firmy powiedziała, że pisze fajne teksty. Zgodził się niechętnie, nie chciał firmować płyty nazwiskiem, był lojalny wobec swojego zespołu. Wydawało się, że najchętniej pozostałby anonimowy. Nie wiązał z naszym projektem przyszłości, zgodził się dla pieniędzy wypłaconych za nagranie. I tantiemy za teksty.

Płyta była gotowa jesienią 1995 r. Miała ją promować piosenka „Budzikom śmierć”. Robert Chojnacki: najlepiej mi się komponuje w samochodzie. Klang silnika, powoduje, że jest naturalna linia basu. Zmienia się wysokość obrotów, zmienia się tonacja. Mnie się to często układa w melodię. Żeby mi nie uciekła, natychmiast „naśpiewuję” ją na magnetofon, który zawsze z sobą wożę. I tak w hondzie koloru złotego, na dyktafonie nagrałem melodię, która potem przekształciła się w „Budzikom śmierć”. Wiedziałem, że to nie jest rockowy temat, więc zdecydowałem się na reggae. Kiedy Piasek przyniósł mi tekst myślałem, że to jakiś żart. „To raczej dla Majki Jeżowskiej” powiedziałem. Rysiek był bardziej surowy „co to ma być? My mamy robić muzykę pop, a nie jakiś kabaret”. Okazało się, że nie mieliśmy racji.

Był jeszcze jeden kłopot, wytwórnia Zig Zac, zgodziła się na gościnny udział Piaska pod warunkiem, że wystąpi w – góra – siedmiu piosenkach. „Budziki” zostały napisane jako ostatnie, limit został wyczerpany, chcąc nie chcąc Chojnacki został zmuszony, żeby zaśpiewać pierwszą zwrotkę, w dalszej części śpiewa Kayah (przyjaźniliśmy się, przyjechała taksówką o pierwszej w nocy, żeby nagrać swoją partię – opowiada Robert Chojnacki), jest oczywiście i Piaseczny.

Adamus miał świetny pomysł na promocję. Umieścił utwór w radiowych „Sygnałach dnia”. To było najlepsze miejsce na piosenkę-przebudzankę. No i wielomilionowe audytorium, które wstając rano do pracy ze złośliwą satysfakcją nuciło „budzikom śmierć”[2].

Bibliografia

1. 

Katalog Biblioteki Narodowej

2. 

Halber, Adam
Budzikom śmierć, „Angora” nr 22/2010 (http://www.angora.pl), Wydawnictwo Westa-Druk, Łódź 2010.