Tytuł: |
Modlitwa o miłość prawdziwą |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1976 |
To było podczas festiwalu opolskiego w 1976 r. – opowiada Jacek Mikuła. Pamiętam dokładnie ten poranek. Po jakimś bankiecie spacerujemy brzegiem Odry. Bogdan Olewicz, Andrzej Kuryło, ja i … butelka szampana. Mamy ambitny cel doczekania wschodu słońca. No i gadamy. Boguś w pewnym momencie pyta, czy nie napisałbym czegoś dla Krysi Prońko, bo on ma zamówienie na teksty. Nie umiem pisać na zmówienie – powiadam, ale mam ze dwa-trzy wolne (ale nie w sensie rytmu) kawałki i jeśli chce to mogę mu je pokazać. Na to on: „nie pokazuj tego mnie, pokaż to Krysi”.
Jeszcze tego samego przedpołudnia kompozytor spotkał się z artystką w szkole muzycznej, gdzie na korytarzu stało dość sfatygowane pianino i grając, może i nieco fałszywie, zaprezentował dwie piosenki. O dziwo piosenkarka, mimo pewnych defektów melodii wywołanych niestrojącym instrumentem wyłowiła ich urodę i powiedziała „biorę”. Jacek, już w domu porządnie nagrał całość na kasecie, przekazał Krystynie Prońko, albo może nawet Januszowi Komanowi, sprawującemu wtedy opiekę artystyczną nad wokalistką i jak to miał wówczas w zwyczaju, stracił dla swojego dzieła zainteresowanie.
Teraz wszystko już było w rękach, czy może raczej w głowie „opiekuna artystycznego”. Ten świadom swej roli zorganizował w bieszczadzkiej miejscowości Cisna obóz, na którym miano pracować nad repertuarem na nową płytę Gwiazdy i ewentualnym „zaatakowaniem” przyszłorocznego festiwalu w Opolu. Na obóz trafił cały wieloosobowy Koman Band, Bogdan Olewicz ,ale także kaseta nagrana przez Mikułę. To był jeszcze czas tajemniczych, nieodkrytych Bieszczadów, opowiadań o poukrywanych w lesie ziemiankach, pełnych uzbrojenia i zapasów żywności, do których powietrze doprowadzano poprzez wydrążone pnie drzew. Niezadeptanych przez turystów. Choć to ostatnie zwiastował znajdujący się w Cisnej motel. Tam też była baza naszego obozu. Próby zaś odbywały się w remizie strażackiej. Postawiono ją, jakby specjalnie w celu ewentualnej ochrony zabytkowego dworku modrzewiowego, będącego ongiś własnością hrabiego Aleksandra Fredry. W każdym razie życzliwy komendant owej straży polecił wyprowadzić wóz gaśniczy na zewnątrz i w ten sposób wygospodarowano miejsce do prób. Miejsce, co będzie miało znaczenie dla dalszego rozwoju całej historii, o szczególnej akustyce.
Ponieważ w motelu podawano tylko dwa dania, po krótkim czasie mieliśmy ich dosyć i stołowaliśmy się w oddalonej o jakieś dwa kilometry, Wetlinie – opowiada Bogdan Olewicz. Chodziliśmy tam całą grupą, aż pewnego dnia wybrałem się na jakąś samotną wycieczkę, z której wróciłem spóźniony. Wszyscy już poszli na obiad z wyjątkiem Krysi Prońko i Pawła Serafińskiego, genialnego klawiszowa. „Wybieraliśmy się właśnie na obiad – mówią, ale skoro tu jesteś, to puścimy ci materiał z dzisiejszej próby, to kapitalny, ka-pi-tal-ny utwór, jest już zaaranżowany, nie ma tylko tekstu”. Rozpoczęło się poszukiwanie kasety, na szczęście bezskuteczne, bowiem zrezygnowani postanowili mi to zagrać i zaśpiewać. Paweł usiadł do organów, Krysia zaczęła śpiewać. Te organy wypełniły całą przestrzeń remizy, która oddała brzmieniu swą akustykę. Przymknąłem oczy i wydało mi się, że jestem w kościele prezbiteriańskim. Raczej nie angielskim, a amerykańskim, w którym zgromadziła się miejscowa ludność, może i trochę czarna, i wyobraziłem sobie wokalistkę, która przy organach, albo fisharmonii intonuje jakiś hymn. I od razu wiedziałem, że ta piosenka będzie jak rodzaj modlitwy, rodzaj wezwania i na pewno poruszy serca. Po obiedzie odnalazła się ta kaseta, posłuchałem jak to zabrzmiało z „blachami” i całą sekcją i powiadam „słuchajcie, aranż genialny, wykonanie świetne, tyle, że z tego robi się taki pop-song, a ja sto razy wolę jak Kryśka to śpiewa tylko z organami. To brzmi bluesowo, soulowo. Odwołuje się do korzeni współczesnej muzyki”. Koman się upierał. Napracował się nad aranżacją, zespół spędził sporo czasu na próbach, ale w końcu dał się przekonać. W ten sposób powstała „Modlitwa o miłość prawdziwą”.
Piosenka świetna, tekst wyśmienity, tyle, że ta modlitwa w sprawie zachowania młodości i napotkania prawdziwego uczucia skierowana jest do… diabła. W tamtych czasach nieupowszechnione było pojęcie satanizm, ale modlenie się do szatana? To zawsze budziło oburzenie. Dał mu wyraz pewien ksiądz-publicysta w poważnym katolickim piśmie. Recenzja była druzgocąca, bo to i deprawacja młodzieży i obrażanie uczuć osób wierzących.
Jeszcze raz przepraszam, jeśli ktoś czuje się urażony – uśmiecha się Bogdan Olewicz, ale przypomnę, że przede mną ten „patent” wykorzystał Goethe, a „Faust” zdaje się jest obowiązkowa lektura szkolną[1].
1. |
Halber, Adam |