W pustynny żar w spiekotę i pozoge
Rzucił nas los w ten obcy dziki kraj.
Tu nasze trupy znaczą co dzień drogę.
To z Legji ludzie my es grandes canailles
Nie mamy nazwisk, domu ni ojczyzny
Cyfry rzucone na pustyni pleśń
Nasze imiona, rany krew i blizny
Nasz skarb jedyny to beztroska pieśń
To śpiewa noc w oparach mocnych wina,
To woła krew gorącem tętnem żył.
Pójdź do mnie, daj mi usta dziewczyno
Za naszą noc dziś z Tobą będę pił
Choć nie wiem co dziś czeka mnie o świcie,
I nie wiem też gdzie jutro będziesz ty.
To tylko wiem, żeś droższa mi nad życie,
I wiem że z tobą tak dobrze mi!
W bezkresną dal idziemy wciąż przed siebie
Ufni że kiedyś przyjdzie koniec mąk.
Że przyjdzie noc z miljardem gwiazd na niebie
I ognia błysk i znowu ciemność wkrąg.
Ktoś ściśnie skroń nam w mocnych ostrych szponach
Na czole plama i na piasku krew,
Ktoś bezimienny, ktoś nieznany skona
Ostatni raz w oddali słyszy śpiew
To śpiewa noc w oparach mocnych wina...[1]
1. |
Belski Stanisław, Białostocki Zygmunt, To śpiewa noc!: tango, Warszawa, Leon Idzikowski, 1931, s. 2, 3. |
Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.