Tytuł: |
Nie przejdziemy do historii |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1971 |
To miał być anty-hymn, anty-manifest, rodzaj przewrotnego, prowokacyjnego wyzwania, a może gorzkiego wyznania? Festiwal opolski 1970 r. stał się w opinii wielu krytyków ceremonią pogrzebową polskiego big beatu. Choć wystąpili wszyscy, od Niebiesko-Czarnych i Czerwonych Gitar po, awangardowe wtedy, Klan i Dżamble. Koncert zatytułowany butnie „Przeboje sezonu” żadnych przebojów nie przyniósł. Miał za to przyczynić się do powstania pewnej piosenki.
Marek Gaszyński, w swojej książce „Czerwone Gitary Nie Spoczniemy...” przytacza taką wypowiedź Krzysztofa Klenczona: Ta piosenka powstała zaraz po ubiegłorocznym festiwalu opolskim. Wtedy, kiedy wszyscy „uczeni” zgodnie orzekli, że w polskiej muzyce młodzieżowej panuje kryzys, że to w ogóle koniec. Więc jak koniec, to koniec. Trudno, nie przejdziemy do historii.
„Wtedy” Klenczon nie grał już w Czerwonych Gitarach. Ze swoim zespołem Trzy Korony, chciał pokazać światu na co go stać. Pokazać miał między innymi dziwną piosenkę zatytułowaną „Nie przejdziemy do historii”.
My znamy trochę inną wersję powstania tego utworu. Przedstawił ją autor tekstu Andrzej Kuryło. Pracowałem z wrocławskimi zespołami Romuald i Roman i Nurt. To były ostre rockowe, wówczas to się nazywało, awangardowe, zespoły. Napisałem z myślą o jednym z nich tekst. Wtedy jedyną możliwość dokonania jakichkolwiek nagrań stwarzało radio. Zanim kogokolwiek wpuszczono do studia, trzeba było przedstawić propozycje. Zaniosłem tekst do redakcji. Pierwsza zwrotka kończyła się słowami: „rozedrgane nasze cienie żółty kurz otuli, jak toczące się kamienie z niebotycznej góry”. To było oczywiście nawiązanie do zespołu The Rolling Stones. Koniec drugiej zwrotki był odwołaniem do Beatlesów i brzmiał w pierwotnej wersji tak: „i znajdziemy cichą przystań w diamentowym niebie”. Pierwotnie, bo czujny redaktor odnalazł (i słusznie) nawiązanie do piosenki „Lucy in The Sky with Diamonds”. „Co Pan sobie wyobraża Panie Andrzeju?”, powiedział, „chce pan tu przemycić jakieś narkotykowe treści? Przecież już dawno odkryto, że pierwsze litery piosenki Beatlesów to LSD. Nie ma mowy”.
Niedoświadczony jeszcze wtedy w takich bojach Andrzej Kuryło, skruszony musiał zmienić słowa, na znane dziś: „i znajdziemy naszą przyjaźń, nim zgubimy siebie”. Przy okazji gubiąc nawiązanie do Beatlesów. Postanowił się jednak na redaktorze odegrać. Jedna z kolejnych piosenek, jakie przyniósł do radia nosiła tytuł „Towarowy Rusza do Indii”. Gdyby i tu redaktor wykazał należytą nad-czujność i odczytał pierwsze litery wyrazów, wyszłoby mu TRI, a to wtedy był popularny rozpuszczalnik, którego oparami upajała się młodzież.
Utwór został nagrany przez zespół Romuald i Roman, po jakimś czasie ktoś się wygadał, wybuchła afera, piosenkę zdjęto z anteny, redaktora zdaje się też.
Tekst piosenki „Nie przejdziemy do historii”, czekał gdzieś na dnie szuflady w redakcji muzycznej wrocławskiego radia, kiedy do Kuryły zadzwonił Janusz Kondratowicz. Przyjaciel Klenczona i autor licznych tekstów jego piosenek.
– Słuchaj – powiada – Klenczon zakłada nowy zespół poszukuje ostrych tekstów, może coś masz.
I wtedy Kuryło przyjechał do Warszawy, spotkał się z Klenczonem i wręczył mu, te zmienione dla ostrożności, słowa piosenki.
To było moje pierwsze i jedyne w życiu spotkanie z Krzysztofem, opowiadał, dałem mu kartkę z tekstem i potem już usłyszałem gotową piosenkę w radio.
Niestety piosenkę marną. Z jednej strony gitarowe riffy w stylu Jimiego Hendrixa, z drugiej jakaś niby-kabaretowe czastuszki. Ostry rock i knajpa. Takie było to nowe oblicze zespołu Trzy Korony. Nic dziwnego, że recenzent miesięcznika Jazz napisał: „Nie przejdziemy do historii” – kokieteryjna i wielce pretensjonalna nazwa pożegnalnego koncertu może tylko nasunąć uwagę, że istotnie z przejściem do historii mogą być kłopoty.
A jednak Klenczon do historii przeszedł i piosenka też. Powróciła po latach do opolskiego amfiteatru w wykonaniu zespołu Republika. Triumfalnie[2].
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |