Odpływają kawiarenki

Zgłoszenie do artykułu: Odpływają kawiarenki

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Tytuł:

Odpływają kawiarenki

Kawiarenki

Le petit Café de Paris

Autor słów:

Kleyny, Jerzy

Autor muzyki:

Trzciński, Wojciech

Data powstania:

1975

Informacje

Przypomnijmy. Przed Gwiazdką 1972 r. Irena Jarocka dała się namówić na powrót z Paryża do Polski. Namawiającym był Marian Zacharewicz, późniejszy mąż, na razie impresario piosenkarki z której chciał zrobić gwiazdę. Starania rozpoczął od kwerendy po najpopularniejszych twórcach przebojów. Był wśród nich Andrzej Korzyński. Tak się jakoś zgadało, że mistrz owszem propozycje i to wcale atrakcyjne („Motylem jestem”) miał, ale nie miał czasu, żeby zająć się, ich produkcją, czyli zaaranżowaniem, doborem muzyków, dopilnowaniem nagrania.

Masz tu telefon – miał powiedzieć, Wojtka Trzcińskiego, i dzwoń. On ma talent, jest młody i chętnie się tym wszystkim zajmie.

W ten sposób Marian Zacharewicz trafił do... studenta geografii, znanego głównie z ruchu studenckiego, ale już także „kręcącego się” przy Radiowym Studio Piosenki i Telewizyjnej Giełdzie Piosenki.

Przyjechali do mnie Marian z Ireną – wspomina kompozytor. Przywieźli nutki od Korzyńskiego prosząc o domknięcie dzieła. Nie ukrywam, że dość brutalnie wkroczyłem w przedstawioną mi materię. Najważniejsze, że gwiazda była zachwycona, ale i sam kompozytor nie miał nic przeciwko. Ba docenił moje kwalifikacje na zupełnie innym polu, otóż zaangażował mnie do Kolegium Muzycznego Polskiego Radia.

Co by nie mówić płyta okazała się sukcesem. Dzięki zabiegom Zacharewicza i Trzcińskiego udało się zdobyć... papier na okładki, co pozwoliło na jej wydanie w 600-tysięcznym nakładzie. Jednak największy, powiedzmy honorowy, sukces odniósł sam kompozytor. Od tytułu jednej z jego piosenek album nazwano „W cieniu dobrego drzewa”.

No to już wiedzą Państwo skąd w życiu Ireny Jarockiej wziął się Wojciech Trzciński. I zapewne bez trudu odgadują, że to on miał się zająć przygotowaniem następnego krążka.

No to trzeba było coś nowego napisać – wspomina. Usiadłem do fortepianu z następującymi założeniami: utwór ma mieć oryginalną linię melodyczną, prostotę harmonii, zrytmizowane canta, ale przede wszystkim chór. Dialog chóru z wokalistką. Cała siła tego numer polega na dialogu, że jest wokalistka, są odpowiedzi chóru. A tak, żeby skrócić opowiadanie chodziło mi o to, żeby napisać numer w stylu Demisa Russousa (sic! – A.Halber).

Kiedy melodia była gotowa i wiadomo, że rolę chóru pełnić będą Alibabki (bez Alibabek nie byłoby tego numeru – Wojciech Trzciński) trzeba było postarać się o tekst.

Autorem tekstu do mojego pierwszego przeboju „Do końca świata” z repertuaru Haliny Frąckowiak, był Jurek Klejny – mówi kompozytor. Uroczy gawędziarz, człowiek wielkiej kultury i nie mniejszego talentu. Miał wszakże jedną wadę. Był „bezterminowy”. Przyjmował zamówienia, po czym miesiącami trzeba było je od niego wyrywać. Zapraszał do siebie, częstował Starką (zawsze miał Starkę) bawił rozmową, a kiedy dochodziło do pytania o tekst, proponował jeszcze kieliszeczek i wreszcie odzywał się mniej więcej tak „wiesz mam już to gotowe, ale jeszcze nie jestem zadowolony, nie pokażę ci tego, bo po co psuć wrażenie”. To trwało tygodniami, ale dziś dochodzę do wniosku, że warto było czekać.

W każdym razie do tej melodii „pod Demisa Russousa” powstał tekst zatytułowany „Odpływają kawiarenki”. Do dość dramatycznej sytuacji doszło podczas nagrania utworu. Wspomina o tym Wojciech Trzciński, a tak opisuje to zdarzenie (w książce „Motylem jestem”) sama piosenkarka:

Gdy nagrywałam „Kawiarenki” zarejestrowano wszystkie instrumenty i chórki i nagle okazało się, że nie ma już miejsca na nagranie mojego wokalu, ale warunkiem było bezbłędne zaśpiewanie tej piosenki od początku, do końca... Zaśpiewałam więc tylko raz... I jak dotąd jest to najlepsze nagranie tego utworu.

Co by nie mówić. Opisana historia jest świadectwem wielkiego profesjonalizmu i świetnej dyspozycji Ireny Jarockiej.

Nie lubię tej piosenki – mówi Wojciech Trzciński. Na wiele lat przystawiono mi stempelek z napisem „To jest facet od Kawiarenek”, a ja przecież pisałem i inne moim zdaniem ciekawsze piosenki. Chociaż były i plusy. Okazało się, że komisja kwalifikująca utwory na Yamaha Pop Song Festival ’75, spośród 3000 propozycji wybrała do konkursu właśnie „Kawiarenki”. Miałem okazję poznać największych muzycznego świata z będącym wtedy na absolutnym topie Paulem Mouriatem. Irena zaśpiewała, pięknie po francusku (tekst zatytułowany „Le Petit Cafe” napisał, a jakże, Jerzy Klejny, dostarczywszy go w momencie, w którym zapowiadano odlot samolotu) otrzymała wyróżnienie, a ja długo musiałem pracować na to, żeby nie być „kompozytorem jednej piosenki”[2].

Bibliografia