A kiedy już przyjdzie czas,
pełne po brzegi są kawiarenki.
Pod okna ich pełne gwiazd,
gdzieś w zakamarki wielkich miast ciągnie nas.
Kawiarenki, kawiarenki,
małe tak, że zaledwieś wszedł,
zniżasz głos aż po szept...
Mimochodem, kamień w wodę,
wpadnie coś bardzo wielkich spraw
w czarną toń małych kaw...
Kawiarenki, kawiarenki,
z cienia wpół i ze światła wpół
ty i ja, i nasz stół...
Za witrażem szklanych marzeń
ledwo świat poznajemy już,
choć jest tuż...
Miejsc w koło nas coraz mniej,
już dymi z okien złotym obłokiem...
I barman już woła: „Hej!”
Już kawiarenka rusza w rejs, wielki rejs!
Kawiarenki, kawiarenki,
stolik nasz w nieważkości lamp
krąży tu, krąży tam...
Filiżanki, białe płatki,
lecą wprost w kolorowy dym,
płyną w nim, giną w nim...
Pan i pani, zaszeptani.
Któż to wie, gdzie naprawdę są,
ona z nim i on z nią...
Kawiarenki, kawiarenki,
porwą gdzieś w siódme niebo aż
stolik nasz![1]
1. |
|
2. |
Halber, Adam |