Tytuł: |
To były piękne dni |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1968 |
Jeszcze w latach sześćdziesiątych ludziom Zachodu, a już na pewno Amerykanom wydawało się, że można bezkarnie przywłaszczać sobie tak zwany dorobek intelektualny pochodzący zza żelaznej kurtyny. A było tak: W latach dwudziestych słynny rosyjski wykonawca romansów Aleksander Wertyński miał w repertuarze piosenkę zatytułowaną Dorogoj Dlinnuju. Utwór uchodził za ludowy, więc tym bezkarniej dokonano późniejszej kradzieży. Pierwszy raz romans Wertyńskiego nagrano na Zachodzie w fińskiej wersji piosenkarki Anniki Tahtiand. To było w 1958 r. Osiem lat później przerobiono go w tejże Finlandii na tango i w wykonaniu niejakiego Martii Carama zdobył nawet pewne powodzenie. Ale Finowie byli w porządku. Traktowali tę piosenkę jako dorobek sąsiedniego kraju, Związku Radzieckiego.
Natomiast nie w porządku był Amerykanin, niejaki Gene Raskin. Kompozytor i muzyk, nazwijmy go tak, gastronomiczny. Napisał angielski tekst, podpisał się pod całością i w 1963 r. dał do zaśpiewania folkowemu zespołowi Limeliters.
Ponieważ ta wersja nie odniosła wtedy żadnego wielkiego sukcesu, nie było afery. Piszę: „wtedy”, bo kiedy zrobiło się o niej głośno, powróciło i zainteresowanie zespołem.
Przenieśmy się teraz ze Stanów do Anglii. Jest 1968 r. W należącej do Bitelsów wytwórni Apple, pojawia się Mary Hopkin. Osiemnastoletnia dziewczyna, którą Paul McCartney chce wylansować na gwiazdę. Szuka dla niej odpowiedniej piosenki, aż nagle przypomina sobie, że dwa lata wcześniej słyszał jak Raskin z żoną w londyńskim klubie Blue Angel wykonywał pewien utwór, który by się dla Mary przydał, a także wylansował pierwszą po Beatlesach gwiazdę ich właśnie co założonej firmy fonograficznej. Rzeczywiście, Raskinowie co roku przyjeżdżali do Wielkiej Brytanii i jako duet Gene & Francesco zabawiali publiczność kończąc każdy wieczór piosenką Those were the days. Paul odnajduje Raskina w Ameryce i wykupuje prawa do nagrania. 30 sierpnia 1968 ukazuje się singiel z numerem Apple 02. Na etykiecie pod tytułem znajduje się tylko jedno nazwisko Gene Raskin.
Sukces jest oszałamiający. W ciągu pół roku sprzedano na świecie osiem milionów egzemplarzy płyty. Piosenka na sześć tygodni trafia na pierwsze miejsce angielskiej, a potem i amerykańskiej i jeszcze kilkunastu innych list przebojów. Całą kasę z gigantycznych tantiem zgarnął kto? Raskin.
No i zaczyna się afera. Wertyński wbrew pozorom wcale nie jest taki na świecie nieznany. Poza tym okazuje się, że wbrew zapewnieniom „kompozytora”, utwór wcale nie jest ludowym romansem, a ma jak najbardziej prawdziwych twórców. Byli nimi Borys Fomin i Konstantin Podlewski. Mleko się rozlało. McCartney oskarżany jest o współpracę z plagiatorem. Ba, sprawę pogarsza fakt, że w niektórych krajach to on podpisany jest jako kompozytor. Musi wytaczać procesy, żeby „odkręcić” przynajmniej tę sprawę. Tymczasem Raskin ma to za nic, bo Ameryka nie ma umowy o współpracy kulturalnej ze Związkiem Radzieckim. Ten zresztą chce nie tyle pieniędzy, ile wykorzystać sprawę propagandowo. Polska prasa także grzmi, ale jest za późno. Those were the days trafia i do naszego kraju, otrzymuje polskie wersje.
Dociera dwiema drogami. Pierwsza jest wyboista, kończy się ślepym zaułkiem, albo lepiej powiedzieć skandalem. Otóż w 1968 r. z Las Vegas przyjeżdża Violetta Villas. Oczywiście zna piosenkę Mary Hopkin, ale przecież śpiewanie romansów to jej domena. Zamawia u nieznanego nam dziś autora polski tekst. Tekściarz nie jest mistrzem w swoim fachu, tworzy tandetne wierszydło, którym jako Znowu ciebie mam, Violetta straszy na koncertach i dźwiękowych pocztówkach. Najwyraźniej i jej ta wersja nie pasuje, bo bez porozumienia z autorem pisze własny tekst, jeszcze bardziej minoderyjny, ale wykorzystujący fragmenty poprzedniego. Teraz nazywa się Miłością znów żyję i jest „półplagiatem”. Mamy więc i swojską awanturę o tę piosenkę.
Druga droga jest bardziej cywilizowana, a utwór w tym wykonaniu przeszedł do historii. Opowiada Halina Kunicka: Mój mąż Lucjan Kydryński był na bieżąco zorientowany w aktualnych światowych trendach i przebojach. Te największe pokazywał, śpiewane po polsku, w popularnym programie telewizyjnym „Muzyka Lekka, Łatwa i Przyjemna”. Kiedy wybuchła światowa moda na „Those were the days”, chciał ją umieścić w najbliższym programie, nagrywanym w jakimś bardzo nieodległym terminie. Trzeba było się spieszyć. Wykonawczynię miał w domu, muzykę zaaranżował bardzo sprawny Leszek Bogdanowicz. Problem był z tekstem. Wtedy to pierwszy i ostatni raz w życiu mój mąż został tekściarzem. Chciał to ukryć, więc podpisał się jako Sękowski. Owszem przebój zrobił się z tego duży, wykonuję go do dziś, choć ma on już dla mnie zupełnie inne znaczenie, głębszą, sentymentalną wymowę. Przecież „To były piękne dni”, a nawet lata, spędzone z Lucjanem[1].
1. |
Halber, Adam |