Tytuł: |
Wszystkiego najlepszego |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1969 |
To chyba zrozumiałe, że każdy twórca marzy o tym, by jego utwory istniały w świadomości odbiorców (czytaj: w radiu, telewizji, na płytach) jak najdłużej. Przynosi to zaszczyt, miejsce w Panteonie, ale także wymierne, wyrażane w tantiemach korzyści. Sposobów na „długowieczność” jest kilka, najszlachetniejszy, choć najtrudniej dostępny, polega na napisaniu arcydzieła, bardziej popularne jest skorzystanie z pewnego tricku w postaci utworu okolicznościowego, najlepiej takiego, który będzie pasował do często powtarzających się okoliczności. Ideałem jest napisanie okolicznościowego arcydzieła. Czy w naszym dzisiejszym przypadku, mamy do czynienia z takim właśnie wydarzeniem? Osądźcie państwo sami.
Mam coś takiego, że siedzę sobie, albo myślę, albo jem i nagle w podświadomości coś jakbym nucił. Nucił, ale w myślach – opowiada kompozytor Romuald Żyliński. Pojawia się jakiś muzyczny motyw i potem mnie to męczy. On się notorycznie pojawia. Przy czym nigdy nie jest to coś, co znam, czy co już kiedyś słyszałem. To jest za każdym razem coś nowego. Tak było i tym razem. Skoczne takie nutki spodobały mi się na tyle, że usiadłem do fortepianu, zagrałem ten motyw, potem jakoś to rozwinąłem i miałem gotową piosenkę. Wydawała mi się dość atrakcyjna. Przewidywałem, że to może być przebój. (Tu pragnę poinformować Państwa, że mimo skończonej osiemdziesiątki kompozytor czysto i z młodzieńczą werwą odśpiewał mi cały utwór.)
Tyle, że sama melodia to zaledwie część sukcesu, potrzebny byłby jeszcze dobry autor, najlepiej taki, który już parę przebojów napisał. Myślał więc pan Romuald przez chwilę, tak tylko przez chwilę, i wyszło mu, że najlepszy byłby Janusz Odrowąż. Odrowąż był o dziesięć lat starszym od naszego kompozytora dziennikarzem, satyrykiem, ale także autorem tekstów piosenek. Autorem, jak to się mówiło, który miał „lekkie pióro”, a w dodatku sprawnym i płodnym. Pisał dowcipne teksty dla „Kwartetu Warszawskiego”, jego autorstwa był pierwszy polski rock and roll „W Arizonie”, ale najważniejsze było to, że panowie już kiedyś odnieśli sukces za sprawą piosenki „Serduszko puka w rytmie cza cza” i jej wykonawczyni Marii Koterbskiej. Tak, Odrowąż nadawał się idealnie.
Zaprosiłem go do siebie – kontynuuje Romuald Żyliński i zagrałem mu melodię. Wydawało mi się, że nie przez grzeczność pochwalił „bardzo fajne, pomyślę nad tym”. Po trzech dniach telefon:
– Wszystkiego najlepszego – usłyszałem głos Janusza
– Chyba coś ci się pomyliło. Dziś nie są moje imieniny, ani urodziny, ani rocznica ślubu. Co ci przyszło do głowy?
– Wszystkiego najlepszego – powtarza, taki tytuł będzie nosiła nasza nowa piosenka.
I czyta mi cały tekst. Prościutki, ale jak to u Odrowąża zgrabny, pogodny, a kiedy doszedł do tego „kufereczek stóweczek”, wydał mi się nawet lekko frywolny. No i przede wszystkim pasujący nastrojem do dość radosnej muzyki.
– Przyjeżdżaj – mówię, musimy to wypróbować. Bawiliśmy się całe popołudnie, ale też zastanawialiśmy się, co dalej z tą piosenką zrobić. Złożyliśmy ją w Polskim Radiu.
Możliwe, że tak było i Radio znalazło wykonawców, ale bardziej prawdopodobne wydaje się, że to sam Janusz Odrowąż zaproponował duet Danuta Rinn i Bogdan Czyżewski. Po pierwsze, sporo dla nich pisał i był z nimi zaprzyjaźniony. Po drugie, już raz odnieśli sukces dzięki piosence Żylińskiego i Odrowąża zatytułowanej „Całujmy się” utrzymanej w modnym wtedy stylu let’s kiss. Ba, od tej piosenki wziął tytuł cały wydany w 1966 r. album duetu. Teraz, trzy lata później, wydawało się, że Rinn i Czyżewski będą mieli kolejny szlagier, który podtrzyma ich popularność.
Przewidywania się sprawdziły. Przez lata piosenka królowała w radiowych koncertach życzeń, a i dziś można ją usłyszeć na weselach, albo zamówić u dancingowej orkiestry. Albo przypomnieć z okazji Nowego Roku.
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |