A w Warszawie, w pierwszym domie,
szyją mundur właśnie dla mnie, a kapotę na piątek.
Jak mnie w mundur na niedzielę, na świątek
ubierali to się wszyscy dziwowali, hej.
Matko miła, ojcze mój, jaki piękny mundur mój.
Jak będziemy maszerować,
każą nam koniki kować podkówkami z mosiądzu.
A siadajże, hej, dziewczyno, siadaj tu,
jak masz siadać, bo ja nie mam czasu gadać, hej.
Wcisnę czapkę na ucho, bywaj zdrowa dziewucho.[1]
1. |
Lutosławski Witold, 10 polskich pieśni ludowych na tematy żołnierskie, Warszawa, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, 1951, s. 5, 6. |