Nie miała Kasieńka ojca ani matki,
Ino miała oczy jako dwa bławatki,
Usta jak dwie wiśnie, liczka jak dwie zorze,
I na służbie była Kasia we królewskim dworze.
Oj Kasiu, Kasieńko!
I musiała w zimie od samego rana
Rąbać kłody drzewa na drobne polana,
I myślała sobie: „Jak zrąbię te kłody,
Któż przy ogniu się ogrzeje?
Ten królewicz młody…”
Oj Kasiu, Kasieńko!
I musiała latem w gorące południe
Iść po jasną wodę z konwiami pod studnię,
I myślała sobie: „Jak naniosę wody,
Któż się to w niej będzie kąpał?
Ten królewicz młody…”
Oj Kasiu, Kasieńko!
I co noc musiała szorować na czysto
Szczerozłote schody, podłogę srebrzystą,
I myślała sobie: „Jak wymyję schody,
Któż to po nich będzie chodził?
Ten królewicz młody…”
Oj Kasiu, Kasieńko!
Gdy na łowy jechał z dworskimi i psiarnią,
Wychodziła Kasia na strych nad piekarnią.
Wyglądała za nim dymnikiem ze strychu,
Płakać się jej czegoś chciało – po cichu, po cichu –
Oj Kasiu, Kasieńko![1]
Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.