Czym się zaczyna moja ballada
o Kołobrzegu? –
Poszumem fali, co z plażą gada
i w dal odbiega,
i mewy krzykiem, i słońca blaskiem
w łezce bursztynu,
i śpiewem piasku, kiedy po piasku
przejdzie dziewczyna...
A jak się dalej ballady mojej
losy potoczą? –
jak morska woda, która ma kolor
dziewczyny oczu,
jak morska fala, która ucicha
z Neptuna woli,
a gdy na ręce twojej wysycha,
jest szczyptą soli...
Czym się ballada o Kołobrzegu
szczyci i chlubi? –
dniem, co był naraz dniem pełnym gniewu
i dniem zaślubin,
dzisiaj tu pomnik stały imiona
powierza sercom,
w czterdziestym piątym to była słona
woda w manierce...
A czym się kończy moja ballada
o Kołobrzegu? –
Poszumem fali, co z plażą gada
i w dal odbiega,
i dziewczyn śmiechem, co płynie miastem
w zmierzchu godzinę,
i śpiewem piasku, kiedy na piasku
dzień się zaczyna...[2]