Uderzyli kościuszkowcy, szturmem rzekę brali,
a wróg z brzegu wysokiego bił w nich deszczem stali.
Wisło, koral twego serca rani kula ostra,
ostra kula, wymierzona w pierś twojego chłopca.
Ani w gniazdach wam się ukryć brzegu wysokiego,
wysokiego, urwistego brzegu wiślanego.
Niech wieść niosą bohaterską lotnych skrzydeł łuki,
czarne siostry jasnej wody, wiślane jaskółki.
Zakotłował się na wirach pierścień krwi czerwony,
pięknej rzece – narzeczonej na wierność rzucony.
Pod tym niebem, pod chmurami skrwawionymi ogniem
stu skrzydłami wieść o sławie powtórzcie stokrotnie.
Tam wysoko, gdzie brzeg wieńczą gniazdeczka jaskółcze,
wokół hełmu z białym orłem śmierć kulami świszczę.
Aż po miejsce, gdzie do skarpy żołnierz piersią przywarł,
brzeg ten twoim jest na powrót – Polską się nazywa.
Patrz, zrywają się, natarciem rozrywają fronty,
Płynie, szumi skrzydłem wioseł za pontonem ponton.
W grzywach wiklin już nie kule – wiatry szumią polne
i jaskółki powracają na twe brzegi strome.
Tyś głęboka, tyś szeroka, jak śmierć i jak życie,
płyniesz falą śpiewającą w złocie i błękicie.
Wisło, Wisło, rzeko moja, tyś mi narzeczona,
krwi węzłami serdecznymi ze mną połączona.[1]