Ktoś nam bez przerwy podstawia nogę
Lub nam pod nogę podkłada kłodę
Żeby choć jedna – ale on nie
Podkłada kłody pod obie nogi
I weź tu nie wywal się
Choć odkręcam zimną wodę
I pakuję łeb pod kran
To panuje w nim niezmiennie
Całonocnie i codziennie
Podkurzenia i wnerwienia
Podwyższony stan
Wstaję o świcie zaczynam życie
od przeczytania gazety i
Już mną telepie byłoby lepiej
Żyć gdzieś w pustelni nie wiedząc nic
Choć odkręcam zimną wodę
I pakuję łeb pod kran
To panuje w nim niezmiennie
Całonocnie i codziennie
Podkurzenia i wnerwienia
Podwyższony stan
Nie do zniesienia jest ciężar istnienia
Nieznośnie ciężki jest byt
Stalowa lina to może wytrzyma
Ale człowiek to przecież nie dźwig[1]
1. |
Kabaret Moralnego Niepokoju |
2. |
Kozłowska, Agnieszka |