– Chcesz chleba z cukrem? Ja nie mogę dziś jeść.
Harmider. Huki. Pociski. Bomby
Nie do wytrzymania.
Ludzie na skrawkach piwnic.
– Chcesz chleba z cukrem? Ja nie mogę dziś jeść.
Wszystko siwe od gruzu.
Nie do wytrzymania.
Ukraińcy idą i rżną.
Wszystkich!
– Chcesz chleba z cukrem?
Wszyscy o tym mówią.
Na Woli rozwalono kilkadziesiąt tysięcy osób. Rzucano ich potem na stosy z niedobitymi i podpalano.
– Chcesz chleba z cukrem?
Ze szpitala chorych żywcem przez okna..
Potem podpalali.
Jak szło.
Żywych i martwych.
– Kto pomoże nieść rannego powstańca?
– Kto pomoże nieść rannego powstańca?
I nagle huk.
I nagle po huku cisza.
– Nikt nie pomoże nieść rannego?
– Nikt nie pomoże nieść rannego?
Kobiet ileś set. Mężczyzn też tylu.
Znieruchomiało.
– Nikt nie pomoże nieść rannego?
– Naprawdę nikt?
Szli, Szli. Szli i szli.
W stronę Żelaznej. W stronę Sądów.
Do środka miasta.
W południe. Szli.
W niedzielę. W upał. Szli.
Podlatywanie dymu z kurzem.
Blisko pożar czy coś gorącego. Huk.
Kocie łby pod nogami.
Chcesz chleba z cukrem? Ja nie mogę dziś jeść.
I szli. Szybko szli. Raz patrzyli pod nogi. To znów naprzód. To za siebie. To po domach. To po niebie. Latanina. Wysokie kamienice. Barykady w poprzek co i raz.
Gzymsy bez gołębi.
Bo gołębi już nie było.
Gołębi nie było, albo się zdawało.
Zawsze były a nie było.
Bo gołębi nie było.
Kto pomoże nieść rannego powstańca?
Kto pomoże nieść rannego powstańca?
Na Żelaznej żołnierze leżeli na ziemi i strzelali.
Uciekanie cywilów.
Obrona rozpaczliwa.
Rozpaczliwa obrona.
Wiadomości o paleniach.
O rozstrzeliwaniach wiadomości.
I całowanie i …. śmiech.
Waliło w barykady, w ściany.
– Kto pomoże nieść rannego, kto pomoże nieść?
Na noszach kobieta w konwulsjach. Cała popielata. I na włosach. I na twarzy. W konwulsjach. Postrzępiona kiecka. Była przysypana. Na Chłodnej..
– Kto pomoże nieść rannego, kto pomoże nieść?
Mężczyzna na noszach. Miał nogi, miał ręce. Krew kapała z noszy. To krew tak szła.
Ludzie stoją. Na widok płaczą.
Płaczą.
I było źle.
Wszyscy – jak uciekać to na Starówkę!
Pali się.
Huczy.
Lecą belki.
Szum.
Front jakiego w historii świata nie było.
Noc.
Narady, obgadywania. Gazetki. Wiadomości. Przekuwania piwnic, przejść.
Z walizkami, dziećmi z plecakami. – Tylko zdejmij pantofle żeby nie było słychać.Tylko zdejmij pantofle!
Pali się.
Huczy.
Lecą belki.
Szum.
Powstaniec z chlebakiem.
Jak uciekać to na Starówkę!
Strzelają w stronę Wroniej.
Zmęczeni. Spoceni. Leżą na ziemi. Między jakimiś granatami.
Jak uciekać to na Starówkę!
Pali się.
Huczy.
Lecą belki.
Szum.
Spadają w ogień.
Z dudnieniem.
Potok ludzi idzie na Starówkę. Jak uciekać to na Starówkę! Jak uciekać to na Starówkę!
A gołębi nie było.
Gołębi nie było? Czy się zdawało?
Szum gołębi w głowie, czy naprawdę?
Nie. Już gołębi wtedy nie było!
Gzymsy gołębi. Miedziane, od ognia. Może tu te gołębie się zrywały?
Gzymsy z Anielicami Corazziego. W girlandach. Tympanony.
Żydówka z workiem pod pachą.
Barykada w poprzek.
Żydów oddzielają. Nas puszczają.
Pałac pod czterema Wiatrami, cały się pali!
Wyje ogień w oficynach! Spadają belki!
Cztery Wiatry na filarach bramy mają złocone skrzydła!
Wiatry tańczą. Świecą. Od ognia.
1. |
http://www.jerzysatanowski.com/ |