Czy czuje pani cha chę

Zgłoszenie do artykułu: Czy czuje pani cha chę

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Tytuł:

Czy czuje pani cha chę

Czy czuje pani cza-czę

Czy czuje pani cha-chę?

Autor słów:

Rosiewicz, Andrzej

Autor muzyki:

Gąsienica-Brzega, Stanisław

Data powstania:

1977

Informacje

Podobno było tak; w 1964 r. do kierownika klubu „Stodoła” przyszedł student architektury, przedstawił się jako Grzegorz Brudko i zapowiedział, że on wraz z kolegami będą tu grali jazz, jakiego nikt nie gra. Trzeba wiedzieć, że w klubie działał Polski Klub Jazzu Tradycyjnego zrzeszający niemal wszystkie zespoły grające tego typu muzykę w Warszawie i okolicach. Wchodził więc Grzesiek do jaskini lwa, ale też wiedział, że tam jest miejsce dla tego co chce zaproponować. To „coś” to był tak zwany happy jazz. Muzyka improwizowana, nawiązująca do prehistorii dixielandu. No więc w składzie trąbka z tłumikiem, tara, tuba, skrzypce. I wybitnie taneczny repertuar wzbogacony o dźwiękowe efekty i estradowe gagi. Po sukcesach w kraju i za granicą, wydaniu płyt (w kraju i za granicą, ściśle w RFN) powstało wrażenie, że formuła zespołu się wyczerpuje i dobrze byłoby wzbogacić go o refrenistę. I wtedy „po sukcesach za granicą” (wydana w Anglii płyta zatytułowana „Piosenki Kozaków”!!!!!!!) pojawił się w „Stodole” Andrzej Rosiewicz. Głównie (pamiętam) ćwiczył z instruktorem... stepowanie, ale też podśpiewywał standardy z klubowymi zespołami. Wreszcie w 1970 r. przystał do Hagawu.

Jazzowi ortodoksi twierdzą, że wyrządził wielką szkodę polskiemu jazzowi, publiczność wszakże była zachwycona nowym obliczem grupy, której Andrzej niemal z dnia na dzień stał się frontmanem. Zaczął się lekko „rozpychać”. Śpiewał już nie tylko standardy, zaczął przynosić własne piosenki. Na razie, co wyraźnie słychać na pierwszej wspólnej płycie, za dużo nie zepsuł. Nad charakterem muzyki czuwał czujnie Grzegorz Brudko i tępił wszelkie przejawy „odjazzowiania”.

Grzesio, który był kierownikiem muzycznym, wspomina Andrzej Rosiewicz, bardzo pilnował, żeby to co gramy nie było banalne, jakieś kopie, powtórzenia. W cenie były oryginalne pomysły i dlatego tak się cieszyłem, że kiedy zaczynałem z nim współpracę i przyniosłem, stremowany, piosenkę „Samba wanna blues” to, pamiętam, poruszył tymi swoimi wąsiskami i zadowolony powiedział „tak, to jest piosenka”.

Dodajmy jednak, że jednocześnie „przykroił” ją do potrzeb Hagawu. Rosiewiczowi marzyło się, żeby sambę zaśpiewać w rytmie samby, ale zdaniem Brudki było to tak bardzo nie-jazzowe, że przearanżował całość, na coś w rodzaju ragtime’u. Jedyne ustępstwo, to zgoda, aby wokalista wykonał partię stepowaną, co włączono do nagrania.

Takiego stepującego Rosiewicza śpiewającego sambę-bluesa, pokazano w 1972 r. na festiwalu w Opolu. Jurorzy przyznali mu nagrodę Prezesa Radiokomitetu, a my zobaczyliśmy to i wiedzieliśmy, że nic już nie będzie takie jak przedtem.

Tu trzeba przypomnieć, że artysta nie tylko posiadł trudną sztukę stepowania, on generalnie był zainteresowany tańcem. Należał do klubu tanecznego, brał udział w turniejach i zdobywał w nich nagrody. No i teraz, po opolskim sukcesie postanowił zostać showmanem totalnym. Takim co to, jak w powiedzeniu, „śpiewa, tańczy, recytuje”. Inna rzecz, że miał ku temu absolutne podstawy. No i postanowił je pokazać. Charleston, ragtime, proszę bardzo, ale jest jeszcze tyle rytmów do wykorzystania.

Zimę 1977 r. spędzaliśmy w Zakopanem, opowiada Andrzej Rosiewicz. Doszedł do zespołu Staszek Gąsiennica-Brzega i to on, chyba, zorganizował nam wyjazd. Pamiętam ten pokoik na Krupówkach, nad słynnym Cocktail Barem. Tam „dopadł” mnie pomysł na cza-czę. Zaniosłem tekst do chłopaków, a Staszek, nasz skrzypek, szybko dopisał muzykę i jeszcze tego samego dnia graliśmy to, chyba nawet na dansingu. Spodobało się od razu. I tak to podhalański góral skomponował południowoamerykańską melodię.

Grzegorz Brudko, choć mógł się dąsać na tę latynoską koncepcję, musiał oddać autorowi, że piosenka jest „oryginalna”. Tematyka, choć wtedy jeszcze nie tak popularna, pro zdrowotna. Poza tym tekst „eksportowy” i to zarówno na Wschód, jak i Zachód, śpiewany bowiem częściowo po niemiecku i rosyjsku. Poza tym nie bardzo mógł grymasić. Zmieniły się proporcje. Na plakatach nie pisano już „Asocjacja Hagaw i Andrzej Rosiewicz” a „Andrzej Rosiewicz i Asocjacja Hagaw”. Jedna z najciekawszych polskich grup jazzowych stała się zespołem akompaniującym artyście rodem z wodewilu.

Tyle, że bardzo dobremu artyście. Mogłem robić widowisko, wspomina, bawiłem publiczność, śpiewałem, tańczyłem i to się podobało. Pamiętam jak po jakimś występie podeszło do mnie dwóch podchmielonych gości i jeden z nich mówi

– Panie Andrzejku. Na scenie to pan jest jak wewiórka![1]

Bibliografia

1. 

Wolański, Ryszard

2. 

Halber, Adam
Czy czuje pani cza-czę, „Angora” nr 16/2010, Wydawnictwo Westa-Druk, Łódź 2010.

3. 

http://www.angora.pl
Artykuł pochodzi z nr 16/2010.