Drogi panie Janku dzwonię ot tak sobie
Dawno nie widziałem pana
Ludzie u nas mówią, ludzie jak to ludzie
Że się panu źle układa
Przecież sam pan kiedyś mówił: „Psy szczekają, karawana
Jedzie dalej”, więc jak można tak się martwić proszę pana
Mówił pan, że los to guzik – przedmiot głupi i niewielki
Jak odpadnie pozostanie zawsze coś na kształt pętelki
Pyta pan, co u mnie słychać
Dzięki Bogu jakoś leci
Tylko po co o to pytać
Przecież zna już pan te rzeczy:
Idzie wiosna, ludzie młodsi
Pąki już na drzewach pękły
Mówią: niedorozwinięty
Siostry chodzą w jasnych sukniach
Lecą kartki z kalendarza
Mdłym zapachem czuć od kuchni
Więcej nic się nie przydarza
Mur ceglany żużlu hałda
I jak zawsze drzwi zamknięte
Na znak trójcy Przenajświętszej
Pyta pan, co u mnie słychać względem czucia
Wie pan, tu jest dość przyjemnie
To i lepiej zaraz, jak nikt nie dokucza
Tylko czasem coś tak we mnie:
Gada cicho a dobitnie, tak że muszę proszę pana
Czy mi chce się, czy się nie chce, spełniać wszystkie przykazania
I byłoby całkiem dobrze, gdyby nie to, że już nie wiem
Jak to jest z tym panie Janku, czy nas dwóch jest, czy ja jeden
Za kominem gruda wrony
Przycupnęła w czarnej komży
Słyszy pan? To dzwonią dzwony
Dzisiaj będę służył do mszy
Słyszy pan to dzwonią dzwony
Ordynator na obchodzie
Dobry jak sam ksiądz dobrodziej
Czemu wkoło tyle ludzi
Słyszy pan – znów dzwonią dzwony
Żegnam już nie będę nudził
Zonie prześle pan ukłony
Ludzie krzyczą, wrona spadła
Rozkraczyła się na murze
– Może wpadnie pan na dłużej?[1]