Gdzieś tam z wysoka, z podniebnych chmur,
Lecąc puszystą, białą kaskadą,
Jakby puch lekki z łabędzich piór,
Na ziemię śniegu płatki się kładą.
O puchu biały, ścielże ty, ściel,
Swych miękkich płatków przeczystą biel,
Na biedną ziemię, gdzie wojny szał
Swe krwawe berło mocarzom zdał,
Gdzie Lęk i Zgroza budują tron,
A Rozpacz bije w żałobny dzwon.
Patrz! oto świeżą krwią zlany łan,
Gdzie szalał walki straszliwej tan,
Gdzie jakby w jeden olbrzymi grób
Pada szeregiem przy trupie trup,
I gdzie rozezna już chyba Bóg,
Który przyjaciel, a który wróg…
Kładź swoje puchy, jak miękką dłoń
Na zcichłe serca, na martwą skroń,
Na szkliste oczy, gdzie straszny lęk
I ból przedśmiertny zda się wciąż tkwi.
I na te strugi krzepnącej krwi…
Leć puchu śnieżny – bez końca leć!
Królewskim płaszczem Poległych skryj!
Cudną swą bielą ku Niebu świeć,
Łzami brylantów w słońcu się skrzyj!
Niech w śnieżnym grobie tym cicho śpią
Choć znowu działa pobudkę grzmią.[1]