But ciąży kamieniem na nodze
I tyle jest przeszkód po drodze,
I kule, i bomby, i ogień, i krew,
I męka, i rozpacz, i gniew!
Łyk wody w rozgrzanej manierce,
A w piersi tłuczące się serce...
Przed nami tęsknota i żal,
I wciąż niekończąca się dal!
I lasy, i rzeki, i góry,
I gwiazdy, i słońce, i chmury,
I miasta kąpiące się w łzach,
I śniegi, i błota, i piach!
Wciąż naprzód, wciąż dalej i dalej,
Choć grunt pod stopami się pali,
Choć ciąży karabin i but,
Przez boje, przez znoje i trud!
Świat... świat... wielki jest świat,
A droga jest ciężka i długa.
Idą chłopcy szlakiem krwawym,
Do dalekiej... do Warszawy,
Raz... dwa... lewa... prawa...
Coraz bliżej jest Warszawa!
A Warszawa tęskni. A Warszawa czeka.
Kiedy przyjdą chłopcy malowani,
Chłopcy w Warszawie zakochani,
Kiedy przyjdą chłopcy malowani,
Chłopcy w Warszawie zakochani!
Ktoś idzie i zęby zaciska,
Bo wierzy, że chwila jest bliska,
Gdy matce swej powie, że wrócił, że jest,
Że więcej nie będzie już łez!
Ktoś nuci półgłosem piosenki,
I widzi przed sobą Łazienki,
I Zamek, i Wisłę, i most.
I już nie narzeka na los!
Choć krwawią pęcherze na nogach,
Myśl jedna wzlatuje do Boga,
By kres nadszedł męce i łzom,
By każdy mógł ujrzeć swój dom!
Ktoś kulkę znienacka w pierś dostał,
Ktoś jęknął, ktoś upadł i został...
To zdarzy się jeszcze nie raz,
A jednak dojdziemy na czas!