Oj wesołaż ja dziewczyna, wszystko mi się śmieje
Dla mnie kwieci się dolina, dla mnie wietrzyk wieje.
Dla mnie wschodza ranne zorze i wieczorne gwiadki
Dla mnie dałeś wszystko Boże, na piosnki, powiastki.
Bo i któż by myślał w świecie przy tym niepokoju
O powoju co się plecie po krzakach przy zdroju,
I o lichej tej ptaszynie co w wieczornym chłodzie
Śpiewa sobie na kalinie w matuli ogrodzie.
Już ja o tem myśleć muszę, to mój kłopot cały,
Żeby w letnią, skwarną suszę kwiatki nie zwiędniały,
Żeby chłopcy nie wygnali małych ptasząt z gniazdka,
Zdrój oczyszczam, żeby w fali przejrzała się gwiazdka.
Za to od lilii, ruty, kwiatki mam dla siebie,
A ptaszek mię uczy nuty do pieśni o niebie,
Od zdroju mam orzeźwienie, tę świeżość poranka,
A z gwiazd lecą mi promienie jakby srebrna tkanka.
I tak dobrze, tak mi lekko u matki jedynej,
Że i nie wiem, jak tam ciuką lata, dnie, godziny,
Czasem tylko, gdy do chatki zła wieść zakołacze.
To na łonie miłej matki żal nad ludźmi płaczę.[1]
1. |
Świerczek Wendelin, Śpiewniczek młodzieży polskiej: zawierający dawne i nowsze pieśni z muzyką na 1, 2 i 3 głosy. Z. 1–3, Kraków, Księża Misjonarze, 1917, z. III, nr 55, s. 68. |