Gdy św. Patryk miał swój dzień

Zgłoszenie do artykułu: Gdy św. Patryk miał swój dzień

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Gdy Święty Patryk miał swój dzień, pogodę zesłał nam.

Z Nowego Jorku wyszliśmy wnet, a wiatr z południa wiał.

Na pewno wiecie, co każdy czuł, gdy ląd zniknął za rufą nam,

A nasz dzielny bark ocean pruł, by dojść do New Foundland.

Kapitan zwał się Nelson i, tak jak mówili mi,

Tę trasę prawie na pamięć znał, choć lat miał dwadzieścia trzy.

Z wysoką wodą o mili pół minęliśmy Hilland Sand,

A nasz dzielny bark ocean pruł, by dojść do New Foundland.

Po trzech dniach w morzu kapitan nasz nagle w koi legł.

Gorączka szalała przez kilka dni i nie miał sił wyjść na deck.

Wiedzieliśmy dobrze, że śmierć jest tuż, tuż, gdy z ospą walczył sam,

A nasz dzielny bark ocean pruł, by dojść do New Foundland.

Na nocnej wachcie światła błysk nadziei trochę dał.

Niedługo jednak cieszyliśmy się, wiatr tężał ze szkwału na szkwał.

Gdy pierwszy po Bogu opuścił nas, Bóg przejął komendę sam,

A nasz dzielny bark ocean pruł, by dojść do New Foundland.

To była najczarniejsza noc, do dziś w pamięci ją mam.

Woda się lała ze wszystkich stron, zostało modlić się nam.

I jednak w końcu usłyszał nas Bóg i powiał pomyślny wiatr,

A nasz dzielny bark ocean pruł już wprost do New Foundland.[2]

Bibliografia

1. 

Wolański, Ryszard

2. 

http://czteryrefy.pl/
Strona internetowa zespołu Cztery Refy [odczyt: 09.06.2015].