Już wieczorna godzina
zeskakuje z komina,
zaraz lampę słoneczną
punktualny zgasi wiatr.
I na ściany popatrzysz,
wszędzie chiński teatrzyk.
W głównej roli, kochany, twój cień.
Dwa fotele, dziadygi,
obgadują na migi
księżycowy śmiejący się pysk.
Mały czajnik pękaty
nagotuje herbaty,
herbaciane bulgocąc nonsensy.
Kot się łasi jak głupi,
pewno znowu się upił,
może śnił mu się dobry sen.
A bohomaz na ścianie,
jakiś pan i dwie panie,
dziś wygląda jak stary Van Gogh.
Lecz poszedłeś o dziesiątej,
nagle zbrzydły wszystkie kąty,
a ten czajnik z herbatą
ma po prostu krzywy garb.
Kot jest głupi jak cielę
i dziurawe fotele,
a ten obraz malował Gierasik.
No, a w chińskim teatrze
nie ma na co patrzeć,
głównej roli już nie ma kto grać.
Może gadam od rzeczy,
lecz co warte są rzeczy,
kiedy rzeczom tym ciebie jest brak.[1]