W nocy nieoczekiwanie zgoła
Przyszedł do mnie święty Mikołaj.
Stanął w progu, przyjrzał się Mani
I zapytał: – A co to za pani?
Mania ślicznie zarumieniona
Powiedziała z wdziękiem: – Narzeczona...
Dociekliwy jak większość staruszków
Święty na to: – Czegoż ona w łóżku?
Uszy mi zapłonęły z gorąca
I odrzekłem głupio: – A bo śpiąca...
Ten argument wcale mi nie pomógł:
– Czemuż nie śpi u siebie w domu?
Chytra Mania szepnęła słodko:
– Bo ja jestem bezdomną sierotką...
Dobry święty się podrapał po nosie:
– W takim razie gdzież ty śpisz, młokosie,
Jeśli łóżko odstąpiłeś pannie?
– Na słomiance proszę pana, albo w wannie!
Święty brodą ze wzruszeniem porusza:
– Ot, szlachetna jakaś z ciebie dusza,
Obydwoje warciście prezentów...
Tutaj sięgnął do worka z brezentu.
Wręczył Mańce kawałek piernika,
A mnie dał popiersie Kopernika.
Spojrzał jeszcze na Mańki nogę,
Którą właśnie opuściła na podłogę,
I powiedział wychodząc za dźwierze:
– Pax vobiscum, cześć, ciężki frajerze![1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://waligorski.art.pl |
3. |