Wiatr łopoce w proporcach,
Ciemno choć wykol oko,
Wśród książęcego dworca
Wszystko już śpi głęboko.
Śpi wartownik przy bramie,
Kucharze przy bratrurach,
A książę śpi w piżamie
Z kosmatej skóry tura.
W każdym kącie ktoś chrapie –
Ludzie, psy, gonokoki,
Lecz po schodach coś człapie,
Słychać tam jakieś kroki!
Powstał książę, wdział spodnie,
Obraził słownie matkę,
Chwycił w rękę pochodnię,
W drugą chwycił armatkę,
Drzwi rozwarł, spojrzał w sionkę
I myśli: – Czy mi śni się?
Bo ujrzał swą małżonkę
W brejtszwancowej pelisie.
Była to babka harda,
Taka żwawa jak fryga,
Pikantna jak musztarda
A piękna jak Fatyga.
Książę bąknął niemądrze
Że szedł wypuścić kota
I spytał: – A dokądże
Ty łazisz, moja złota?
Zaś ona wyjaśniła
Poprawiając odzienie
– Na łyka wyłaziłam,
Bo męczy mnie pragnienie...
Jej mąż, uspokojony
Rozjaśnił pulchne lico
I rzekł czule do żony:
– Mojaż ty pijanico!
Tutaj cmoknął ją w głowę,
Tu i ówdzie ją głasnął,
Wlazł w poduszki puchowe,
Ziewnął, pierdnął i zasnął,
Zaś księżna w saloniku
Bawiąc się złotą szpilką
Myślała o tym łyku
Wymienionym przed chwilką
jak po licznych potyczkach
Łyczka wraz z księżną panią
Musiała wleźć na łyczka,
Bo łyczek bał się na nią[1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://waligorski.art.pl |
3. |