Tytuł: |
Jesień idzie przez park |
|
Jesień |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1969 |
Do legendy przeszła rywalizacja między Krzysztofem Klenczonem i Sewerynem Krajewskim, głównymi twórcami repertuaru dla Czerwonych Gitar. W pewnym momencie rywalizacja ta objęła także autorów tekstów. Wiadomo było, że z Krajewskim współpracuje Krzysztof Dzikowski, zaś z Klenczonem Janusz Kondratowicz. Uważny obserwator zauważy jednak, że wśród tekściarzy pojawia się także nazwisko Marka Gaszyńskiego. Jak to się stało, że proponowali mu współpracę rywalizujący ze sobą, a w pewnym momencie nawet skłóceni twórcy? Bowiem Gaszyński pisał i dla Klenczona i dla Krajewskiego.
To było w początkach Czerwonych Gitar. Nie konkurowali z sobą tak zajadle, jak za kilka lat. Tak więc, ani Krzysiek, ani Seweryn nie mieli do mnie żalu, że coś tam napisałem dla kolegi – opowiada. Zresztą nie było wtedy tak wielu autorów współpracujących z młodzieżowymi zespołami. Był oczywiście Franek Walicki, jako jedyny z uznanych już wtedy włączył się Kazimierz Winkler, zaczynali Kondratowicz i Dzikowski, no i ja. Na początku pisałem nawet sporo, ale kiedy zorientowałem się, że za bardzo mnie to absorbuje, że zaniedbuję moje studia socjologiczne, a co gorsza mam mniej czasu na radio, musiałem z tej współpracy zrezygnować. Co prawda na pierwszej płycie są moje piosenki napisane z Sewerynem, ale na drugiej już po równo trzy z Krajewskim, trzy z Klenczonem.
Jak się zaraz okaże, te dwie pierwsze płyty Czerwonych Gitar miały znaczny wpływ na naszą dzisiejszą historię. Wrócimy do nich jeszcze. Technika współpracy Marka Gaszyńskiego z kompozytorami wyglądała mniej więcej tak:
Kiedy miałem trochę luzu – opowiada, dzwoniłem do któregoś z nich z pytaniem, czy nie mają jakiejś muzyki, do której potrzebny byłby tekst. Jeśli mieli, nagrywali demo, a ja siadałem do pisania. Tylko raz na samym początku to Seweryn poprosił mnie o tekst. Tak powstała „Czy słyszysz co mówię”. Nie ukrywam, że zadzwoniłem do Krzysztofa z niewielką nadzieją. Był 1969 r., Czerwone Gitary miały już stałych współpracowników, nasze kontakty nie były tak intensywne, ale wkrótce dostałem kasetę z melodią. To była ładna sentymentalna piosenka, taka, jakich właściwie Klenczon zwykle nie pisał. Wziąłem się za robotę, ale słabo mi szło. Przyjąłem zasadę, że się nie poddaję, nie zwracam kompozytorowi muzyki z przeprosinami. Po prostu szukam wsparcia.
Tak było i tym razem. Po sukcesie, (przeliczonym na setki tysięcy sprzedanych egzemplarzy, a te na tantiemy), jaki odniosły dwie pierwsze płyty Czerwonych Gitar, Marek Gaszyński kupił niewielki domek letniskowy w podwarszawskim Józefowie. Trzeba trafu, że po sąsiedzku zamieszkał Bogdan Loebl. Panowie do tamtej pory znali się słabo, ale bliskie sąsiedztwo i praca w tej samej branży zbliżyły ich. Spotkania były coraz częstsze, znajomość coraz bliższa nic więc dziwnego, że Marek, któremu z piosenką dla Klenczona „słabo szło”, zwrócił się z propozycją współpracy do Bogdana. Ten nie dość, że autor kilku tomików poezji, miał za sobą lata współpracy z Tadeuszem Nalepą, i piosenek pisanych wspólnie dla Blackoutów i Breakoutów.
Zawsze piszę do muzyki – mówi poeta. Słucham melodii i ona uruchamia moją wyobraźnię. Miałem wtedy wielką łatwość pisania, toteż kiedy Marek poprosił mnie o współpracę chętnie się zgodziłem, tym bardziej, że już przedtem coś razem napisaliśmy. Sam „akt twórczy” nastąpił w mieszkaniu Marka, w okolicach placu Na Rozdrożu. Sytuacja była dość nietypowa, bo kiedy się u niego pojawiłem zastałem gospodarza i kilka osób przy rozgrywce brydżowej. Zamknąłem się w drugim pokoju, położyłem na łóżku z kasetowym magnetofonem posłuchałem i tak mi się ten motyw skojarzył z jesienią. Park, liście cały ten nastrój. Marek wpadał, czytał, coś tam dopisywał, coś kreślił, rzucał jakieś pomysły i wracał do gry. Cała ta atmosfera sprawiła, że po pół godzinie tekst był gotowy. Nie przywiązuję się do swoich tekstów, nie umiem ich zacytować, a ten uważam za dość marny. Wiedziałem, że muszę się utrzymać w stylistyce Czerwonych Gitar, a tam pojawiały się skojarzenia typu liść-list, no to opisywałem takie klimaty. Ale ogólnie to jest denny tekst.
Denny? Przypomnijmy: wakacyjna miłość, Ona obiecuje, że będzie do Niego pisać. Codziennie! A tu już jesień, ostatni liść spadł, ostatni list przyszedł przed miesiącem. Beznadzieja. Ale przecież znów przyjdzie lato i może znów jakaś Ona obieca, że napisze. Sinusoida wydarzeń. No i z połączenia tego „dennego tekstu” z muzyką i kwartetem smyczkowym powstała jedna z najładniejszych jesiennych piosenek.
P.S. Dla kogo to zbyt słodka piosenka, niech odnajdzie i posłucha jej rockowej wersji wykonywanej przez Oddział Zamknięty. Tak chyba dziś wykonywałby ją Krzysztof Klenczon[2].
1. |
http://czerwonegitary.pl/teksty-piosenek,14.html |
2. |
Halber, Adam |