Kryzys, klapa, cienżki czasy,
upróżniony wszyski kasy,
trzeba zicherowu zrobić jakiś skok.
Z tym kulegu fachu megu
partanina du niczegu,
jak mni złapiu, zichir rok.
Umówiłym si z nim na dziwiontu
pud tu bramu numyr dwa,
du chałupy ja wlizy ud frontu,
on mi wytrzych podać da.
Potym, jak nam przyjdzi uchota,
forsy nabirzemy fest.
Łupym my si na cwaj pudzilimy,
dwie halby piwa sy wychirzymy
i umówi si z nim na dziwiontu
pod innu bramu, tak jak dziś.
Co si na tym świeci dzieji,
niech tu nagła kreu zaleji,
a mój chawrys, aby z kości spad!
On ni przyszyd, a ja czekał,
ażym fajnu si duczekał,
nadszyd menta, ażym zblad.
I choć byłu już trzy na dzisiontu(1),
tak pruwadzi menta mni,
do ty wonski bramy ud frontu,
na Kaźmirzoskij(2), pan to wi.
Udybrali mi majchir i szelki,
siup du celi, gadam wam.
I choć ni zasmytrał ja nic wcali,
trzy wojtki siedział ja w kryminali.
Tera ja ni umawiam si z nikim
i jak mam smytrać, nu tu sam![1]
(1) I choć były już trzy na dzisiontu – dokładniej: trzy kwadranse na dziesiątą, co oznaczało godzinę 9:45. Ten kwadransowy sposób oznaczania części godziny, dawniej stosowany w całej Polsce, w Galicji przetrwał do II wojny światowej.
(2) Do ty wonski bramy ud frontu na Kaźmirzoskij – tj. do więzienia Brygidek.