Świt ponad lasem mgłą się niósł
w harcerski, łabędziowy gród.
Brzask promieniami słońca wpadł
pod namiotu szary dach.
A ponad cudną jeziora toń
dziwny krzyk się wzbił, łabędziowy śpiew,
i srebrną tęczą dzikiej melodii swej
w serca nasze wpadł i popłynął w krew,
i pozostał w nas!
Dzień, obozowy zwykły dzień
harcerskim rytmem pracy biegł.
Las, obozowy, wierny las
puszczańskiej tajemnicy strzegł,
a w przejrzystą taflę jeziora wód,
nenufarów biel, promień słońca spadł
i spłoszył blaskiem dzikich łabędzi rój,
zmącił ciszę wód, spokój wszystkim skradł
w obozowy czas!
Noc, czarodziejska, ciemna noc
usiadła tajemniczo w krąg.
Blask, krwawy ognia dziwny blask
nam wszystkim spojrzał w serca głąb.
A w czarnej tarczy jeziora wód
srebrny blask się krył, księżycowy nów,
a z dala lekki wiatr poprzez fale niósł
ptaków skrzydeł szum – nocy pieśń bez słów
w księżycową noc.
Już do odwrotu trąbka gra,
niechętnie wstaje siostra, brat.
Nic nie pomoże próżny żal,
bo znowu trzeba ruszać w świat.
A ponad srebrną jeziora toń
krzyk łabędzi rósł i popłynął w dal,
i w serca nasze rzucił obozu czar,
pozostawił ból i rozstania żal,
powrócimy tam![1]