Ktoś umarł, niechętnie jak wszyscy,
popić, popalić by wolał,
wieczór z bliskimi siąść do miski,
człowieka do kołyski uczynić,
ot, tak pożyć.
Żar, czeluść, gwałt, jak we wojnę,
na nic doktory, chory już nie jest chory,
na nic mu nie, nie ochota,
skończona umierania żmudna robota.
Nad nim łaska niebieska,
spóźniona jak łaski wszystkie,
za nim wdowy, osły jego i konie,
tarcza i kosa i brudne chustki do nosa,
i szepcą nad nim pacierze,
jakże to tak...
Panie, kto odpoczynku pragnie,
nie ptak, co ledwie drzemie w chmurach,
nie niedźwiedź co i w barłogu czuwa,
a już najpewniej nie on,
ten co dopiero umarł.
Dla niego robota wszelka,
powszednia krzątanina, ta by nagrodą była,
do radła, do sierpa był zdatny,
do siania i zbierania, kochania, muzykowania,
do trwania w wielkim zamęcie,
dajże mu Panie, nie wieczne odpoczywanie,
lecz dobrze płatne zajęcie.
Wszak jest robota przy tronach,
i dla takiego, który skonał.
Wszak jest robota przy tronach,
i dla takiego, który skonał.
Za nim łaska niebieska,
spóźniona jak łaski wszystkie,
za nim wdowy, osły jego i konie,
tarcza i kosa i brudne chustki do nosa,
i szepcą nad nim pacierze,
jakże to tak...
Nad nim łaska niebieska,
spóźniona jak łaski wszystkie,
za nim wdowy, osły jego i konie,
tarcza i kosa i brudne chustki do nosa,
i szepcą nad nim pacierze,
jakże to tak...[1]
1. |
http://www.marylarodowicz.pl/pl |