Pytasz się, bracie mój, żołnierzu,
Co słychać tam, za naszym frontem?...
Ty, z zapalonym stojąc lontem,
Lub z karabinem swym w przymierzu –
Nie wiesz, jak bardzo tyś szczęśliwy,
Żeś tu nie skuty jest ogniwy.
Że nie wiesz co to miasto, kłótnie,
Co polityka lub kawiarnia,
I to znużenie, co ogarnia,
I to zwątpienie, co okrutnie
Sączy się w dusze tu najlepsze,
Gdy głos cię żaden naprzód nie prze.
Ty nie wiesz, bracie, jacy czyści
My tam w okopach, w pocie, w brudzie,
Gdzieś na błotnistej leżąc grudzie,
Perfumowanej nienawiści
Obcy, jak wszystko jest nam obce,
Krom te przed nami wrogie kopce.
Krom te przed nami wrogie piersi;
Obcy ambicjom małym, smutkom,
Co trwają chwilę tylko krótką –
Z ambicją jedną, że my pierwsi
Wedrzeć się musim w okop wraży,
Że w bój pójdziemy w przedniej straży.
I z hasłem jednem , hasłem starem:
Naprzód!... gdy tutaj ich tysiące
Słyszysz, by pszczoły w kół brzęczące,
A każde piękniej, każde darem
Brzęczy ci w ucho, ale słodsze
Brzęczenie kuli, gdy się otrze.
U nas tam lepiej, bracie miły!
Z beztroską idziem w bój dziecięcą,
A jeśli czasem łzy się kręcą
Nad krzyżem bratniej ci mogiły –
Pociechą niesie pieśń: jak ładnie,
Gdy z konia ułan który spadnie!
U nas, gdy czasem pierś zaboli,
To jeno rana, która słodka,
Jak usta drogie, lecz nie spotka
Wżdy pierś z trucizną się niewoli
I nie zna szarych chwil rozpaczy,
Gdy wyzwoleniem śmierć majaczy.
U nas, gdy westchniesz, to po cichu
Czasem, byś śmierć miał bracie, piękną,
Albo zwycięstwo; lecz nie brzękną
Z bezsennych nocy po dniach szychu,
Jasneć źrenice i nie krzywi
Twarz uśmiech błazna – my szczęśliwi!
Choć nam miast słodkie, drogie oczy,
Noc w noc pożarów świecą zgliszcze,
Miast szept ust drogich, kula świszczę,
Miast pieszczot, twarz żołnierską zmroczy
Czasem pieszczotą śmierć ci matka
I usta krwawe piachem zatka –
I choć się czasem na ramiona
Młode, ołowiem znój położy,
Wżdyć, byś ptak, lekki, bo obroży
Nie dźwigasz rdzawej; nie splamiona
Rdzą młodość, słońce wraz cię krzepi
U nas jest lepiej, lepiej, lepiej!
Żegnaj, żołnierzu-bracie! rychło
W obozie leśnym, w krąg ogniska
Dłoń moja twoją dłoń uściska
I serce, które tutaj ścichło,
Uderzy z twojem równo, mocno,
Gdy alarm porą wezwie nocną.
I pójdziem naprzód, pójdziem razem,
Jak szliśmy dotąd różnym szlakiem:
Z Karpat po Wisłę, wżdy z jednakiem
Uczuciem wiary i z obrazem
Tej Nieśmiertelnej w duszy, której
Tron budujemy z krwi purpury![1]
1. |
Łempicki, Stanisław, Fischer, Adam, Polska pieśń wojenna: antologia poezji polskiej z roku wielkiej wojny, Lwów, Księgarnia Polska, 1916, s. 89–91. |