Lśni nad morzem słońce,
łódź za łodzią mknie,
łódź za łodzią mknie
Żagle bielejące
idą w modrym śnie,
idą, idą w modrym śnie,
idą w modrym śnie.
Świeci złota dal, złota dal
nad grzbietami fal wiatr poranny,
wiatr poranny, wiatr poranny tchnie,
wiatr poranny, wiatr poranny tchnie.
Polecę popłynę, poniesie mię prąd,
poniesie prąd. Na obszary sine
coś mnie woła stąd, coś mnie woła stąd
coś mnie woła stąd, coś mnie woła stąd.
I gdzieś z toni mórz, z toni mórz,
wstaje w blasku zórz wymarzony
wymarzony, nieprzejrzany ląd,
wymarzony, nieprzejrzany ląd.
Wyspa jest daleka za błękitem wód,
za błękitem wód. W słońcu senna spieka
w lasach wieczny chłód,
w lasach wieczny, wieczny chłód,
w lasach wieczny chłód.
Od tysiąca lat czeka mnie,
czeka mnie tam kwiat, by otworzyć,
by otworzyć, swej korony cud,
by otworzyć swej korony cud.
Lśni nad morzem słońce,
łódź za łodzią mknie,
łódź za łodzią mknie,
Żagle bielejące
idą w modrym śnie,
idą, idą w modrym śnie,
idą w modrym śnie.
Idą cicho znów, cicho znów
w kraj mych złud i snów,
gdzie kwiat biały, gdzie kwiat biały,
dziwny czeka mnie, gdzie kwiat biały,
dziwny czeka mnie.[1]