Andrusie, andrusie, marne twoje życie,
Chciałeś coś zarobić, nie udało ci się.
I nie miałeś za co kupić,
I musiał swą porcylkę na tabak obrócić.
Tabaki zażyję, łzy z oczu płyną,
Wspomnęć ja se nie raz na wolność jedyną.
Świeci miesiąc, świeci, niedaleko słońca,
A memu nieszczęściu nie ma nigdy końca,
I nigdy nie będzie, i nigdy nie będzie,
Będę ja narzekał na niewolę wszędzie.
Nie tak na niewolę, jak na tych strażników,
Co mnie tu wsadzili, zegarek mi wzięli, a kajdany dali.
Wstaję jutro rano – tylko cztery ściany,
Przychodzi asesor, ogląda kajdany.
Ciało poranione, a kajdany skrwawione.
Matko moja, matko, coś mnie wychowała,
Czegóżeś się, czegóż, ze mnie doczekała?
Smutku i frasunku, smutku i frasunku,
Teraz mnie prowadzą, jak psa na postronku.
Nie tak na postronku, jak na grubej linie,
Teraz ci mnie tam Piotrków nie minie.
A piotrkowski sędzie, wy go dobrze znacie,
Jak on rozsądzi, to na całe życie.
A piotrkowski hereśt sibrem wybijany,
Kto się tam dostanie, z wielkiem opłakaniem.
Wykupcie mnie, wykupcie, czterma tysiącami!
Wykupić cię nie chcemy, bo ty to wypłaczesz swoimi oczami.[1], [2]
(1) porcylka – fajka porcelanowa
1. |
Bystroń, Jan Stanisław, Polska pieśń ludowa: wybór, Chicago, Rada Polonii Amerykańskiej, 1945, s. 113, 114. |
2. |
Wisla_miesiecznik_geograficzno-etnograficzny_0000_4, s. 154. |