Wariant 1
StrzałkaNie masz to wiary, jak w naszym znaku:
Na bakier fezy do góry wąsy,
Śmiech i manierek brzęk na biwaku,
Do bitwy idzie się, gdyby w pląsy.
A gdy bój zawrze, to nie na żarty –
Znak i karabin do ręki bierzem,
Bo Polak w boju, kiedy uparty,
Staje od razu starym żołnierzem,
Marsz, marsz, żuawy,
Na bój na krwawy,
Świetny i prawy!
Marsz, marsz, żuawy![1]
Wariant 2
StrzałkaNie masz to wiary, jak w naszym znaku.
Na bakier fezy, do góry wąsy –
Śmiech – i manierek brzęk na biwaku,
W marszu się idzie, jak gdyby w pląsy.
Lecz gdy bój zawrze, to nie na żarty.
Znak i karabin do ręki bierzem.
A Polak w boju kiedy uparty.
Stanie od razu starym żołnierzem.
Marsz, marsz, Żuawy,
Na bój, na krwawy.
Święty, a prawy –
Marsz Żuawy – marsz!
Pamięta Moskwa, co Żuaw znaczy,
Drżąc sołdat jego wspomina imię;
Sporo, bo nakłuł carskich siepaczy
Brat nasz, francuski Żuawek w Krymie.
Miechów. Sosnówkę. Chrobrz. Grochowiska.
Dzwoniąc też w zęby, wspomni zbój cara –
Krwią garstka doszła mężnych nazwiska.
Garstka się biła, jak stara wiara.
Marsz, marsz...
Kiedy rozsypiem się w tyraliery.
Zabawnie pełzać z bronią, jak krety;
Lecz lepszy ogień – gęsty a szczery,
I lepszy rozkaz: marsz na bagnety!
Bo to sam bagnet w ręku, aż rośnie.
Tak wzrasta zapał w dzielnym ataku.
Hura i hura! Huczy żałośnie
Górą krzyż biały na czarnym znaku!
Marsz, marsz...
W śniegu i błocie mokre noclegi,
Choć się zasypia przy sosen szumie.
W ogniu rzednieją dyablo szeregi.
Chociaż się zaraz szlusować(1) umie.
A braciom ległym na polu chwały.
Mówimy: „Wkrótce nas zobaczycie”.
Pierw za jednego z was pluton cały
Zbójów, nam odda marne swe życie.
Marsz, marsz...
Po boju spoczniem na wsi, czy w mieście,
Cóż to za słodka dla nas podzięka,
Gdy spojrzy mile oko niewieście,
Twarz zapłoniona błyśnie z okienka!
Bo serce Polek, bo ich urodę
Żuaw czci z serca, jak żołnierz prawy,
I choćby za tę jedną nagrodę,
Winien być pierwszy wśród boju wrzawy.
Marsz, marsz...
Nie lubim spierać się o czcze kwestie,
Ale nam marne carskie dekrety,
Jakieś koncesje, jakieś amnestie,
Jedna odpowiedź: marsz na bagnety!
By ta odpowiedź była dobitną,
Wystosowana zdrowo a celnie,
Niech ją Żuawi najpierwsi wytną,
Bagnety nasze piszą czytelnie.
Marsz, marsz...
Słońce lśni jasno, albo zza chmury
Różne są losy nierównej wojny;
Żuaw ma zawsze uszy do góry.
Z bronią u boku zawsze spokojny,
Kiedyśmy mogli z dłońmi gołemi
Oprzeć się dzikiej hordzie żołnierzy,
To z bronią wyprzem ich z polskiej ziemi;
Nie do Żuawów – kto w to nie wierzy.
Marsz, marsz...[2], [3], [5], [6], [7], [8], [9], [10], [11], [12], [13], [15]
(1) szlusować – zwierać, równać szeregi.
Wariant 3
StrzałkaNie masz to wiary, jak w naszym znaku,
na bakier fezy do góry wąsy,
śmiech i manierek brzęk na biwaku,
w marszu się idzie jak gdyby w pląsy,
lecz gdy bój zawrze, to nie na żarty
znak i karabin do ręki bierzem,
a Polak w boju, kiedy uparty,
stanie od razu starym żołnierzem,
Marsz, marsz, żuawy,
na bój na krwawy,
święty, a prawy,
marsz, żuawy, marsz!
Kiedy rozsypiem się w tyraliery,
zabawnie z bronią pełznąć jak krety,
lecz lepszy ogień – gęsty a szczery,
i lepszy rozkaz: marsz na bagnety!
Bo to sam bagnet w ręku aż rośnie,
tak wzrasta zapał w dzielnym ataku.
Hura! i hura! huczy żałośnie,
górą krzyż biały na czarnym znaku!
Marsz, marsz...
W śniegu i błocie mokre noclegi,
choć się zasypia przy sosen szumie,
w ogniu rzednieją diablo szeregi,
chociaż się zaraz szlusować umie.
A braciom ległym na polu chwały,
mówimy: wkrótce nas zobaczycie,
pierw za jednego z was pluton cały
zbójów nam odda marne swe życie.
Marsz, marsz...
Po boju spoczniem na wsi czy w mieście,
cóż to za słodka dla nas podzięka,
gdy spojrzy mile oko niewieście,
twarz zapłoniona błyśnie z okienka.
Bo serce Polek, bo ich urodę
żuaw czci z serca jak żołnierz prawy,
i choćby za tę jedną nagrodę
winien być pierwszy wśród boju wrzawy.
Marsz, marsz...
Nie lubim spierać się o czcze kwestie,
ale na marne carskie dekrety,
jakieś koncesje, jakieś amnestie,
jedna odpowiedź: marsz na bagnety!
By ta odpowiedź była dobitną,
wystosowana zdrowo a celnie,
niech ją żuawi najpierwsi wytną,
bagnety nasze piszą czytelnie.
Marsz, marsz...
Słońce lśni jasno albo zza chmury,
różne są losy nierównej wojny,
żuaw ma zawsze uszy do góry,
z bronią u boku zawsze spokojny.
Kiedyśmy mogli z dłońmi gołymi
oprzeć się dzikiej hordzie żołnierzy,
to z bronią wyprzem ich z polskiej ziemi;
nie do żuawów – kto w to nie wierzy.
Wariant 4
StrzałkaNie masz to wiary, jak w naszym znaku!
Na bakier fezy, do góry wąsy,
Śmiech i manierek brzęk na biwaku,
W marszu się idzie jak gdyby w pląsy.
Lecz gdy bój zawre, to nie na żarty,
Znak i karabin do ręki bierzem,
A Polak, w boju kiedy uparty
Stanie od razu starym żołnierzem.
Marsz, marsz, żuawy!
Na bój, na krwawy,
Święty, a prawy,
Marsz, żuawy – marsz!
Pamięta Moskwa, co żuaw znaczy,
Drżąc sołdat jego wspomina imię,
Sporo bo natłukł carskich siepaczy
Brat nasz, francuski żuawek w Krymie.
Miechów, Sosnówkę, Chrobrz, Grochowiska,
Dzwoniąc też w zęby, wspomni zbój cara,
Krwią garstka doszła mężnych nazwiska,
Garstka się biła, jak stara wiara.
Marsz, marsz...
Kiedy rozsypiem się w tyraliery,
Zabawnie z bronią pełzać jak krety,
Lecz lepszy ogień – gęsty a szczery,
I lepszy rozkaz: „marsz na bagnety!”
Bo to sam bagnet w ręku aż rośnie,
Tak wzrasta zapał w dzielnym ataku,
„Hura!” i „hura!” huczy radośnie,
Górą krzyż biały na czarnym znaku!
Marsz, marsz...
W śniegu i błocie mokre noclegi,
Choć się zasypia przy sosen szumie,
W ogniu rzednieją diablo szeregi,
Chociaż się zaraz szlusować umie.
A braciom ległym na polu chwały,
Mówimy: „wkrótce nas zobaczycie,
Pierw za jednego z was pluton cały
Zbójów nam odda marne swe życie.”
Marsz, marsz...
Po boju spoczniem na wsi, czy w mieście,
Cóż to za słodka dla nas podzięka,
Gdy spojrzy mile oko niewieście,
Twarz zapłoniona błyśnie z okienka!
Bo serce Polek, bo ich urodę,
Żuaw czci z serca, jak żołnierz prawy
I choćby za tę jedną nagrodę,
Winien być pierwszy wśród boju wrzawy.
Marsz, marsz...
Nie lubim spierać się o czcze kwestie,
Ale nam marne carskie dekrety,
Jakieś koncesje, jakieś amnestie,
Jedna odpowiedź: „marsz na bagnety!”
By ta odpowiedź była dobitną,
Wystosowaną zdrowo a celnie,
Niech ją żuawi najpierwsi wytną,
Bagnety nasze piszą czytelnie.
Marsz, marsz...
Słońce lśni jasno, albo zza chmury,
Różne są losy nierównej wojny,
Żuaw ma zawsze uszy do góry,
Z bronią u boku zawsze spokojny.
Kiedyśmy mogli z dłońmi gołymi
Oprzeć się dzikiej hordzie żołnierzy,
To z bronią wyprzem ich z polskiej ziemi,
Nie do żuawów – kto w to nie wierzy.
Marsz, marsz...[16]