A czyje to oczy, gdym na patrol szedł,
świeciły jak słońce wśród zielonych drzew.
Świeciły złociste, miały w sobie żar,
że mi odejść od nich było bardzo żal.
Marysiu, hej! Marysiu, Marysiu, hej!
Nie strzelaj oczkiem, nie.
Marysiu, hej! Marysiu, Marysiu, hej!
Nie strzelaj oczkiem, nie.
Bom ja strzelec wyborowy,
bom ja strzelec wyborowy,
nie prześcigniesz mnie, Marysiu!
A czyje to oczy, gdym na warcie stał,
nie spały, czuwały wśród tatrzańskich skał.
W noc pochmurną były, kiedy księżyc zgasł,
w dzień deszczowy miały słońca ciepły blask.
Marysiu, hej, Marysiu...
A czyje to oczy, gdym z patrolu szedł,
świeciły jak księżyc pośród czarnych drzew
Świeciły srebrzyste niczym wielkie łzy,
na kwaterę ze mną poprzez góry szły.
Marysiu, hej, Marysiu...[1]