(Pracownik)
Gdy siedzę przy biurku skulony wpatrzony w okno
to marzę o tym, co w świecie za szybą
i kwiaty i drzewa ptak komuś zaśpiewał
wszystko to żyje, śpiewa i pije a ja, a ja a ja….
Chciałbym tak kiedyś móc wyjść z pracy, jak jest jeszcze jasno
Móc zażyć życia a podobno życie to nie w pracy bycie
Żeby ptak śpiewał mi jak parkiem idę wśród zieleni
A siedzę tutaj no a w ustach aż się ślina pieni.
Chciałbym tak stertę tych papierów zrzucić w otchłań morza
Potem to spalić zgnieść zjeść nie wiem może użyć noża,
Niech się rozpłynie zginie cała praca niech przeminie,
A ja czas będę miał pomyśleć wreszcie… kto wie... – może nawet i o dziewczynie…
(Szef)
Gdy patrze na ręce i wokół się kręcą – pracują
A gdy się oddalę (to) nie robią wcale
ten ziewa, ten śpiewa no jasne cholewa
tu każdy olewa, a mnie krew zalewa, no bo ja no bo ja no bo ja
Chciałbym tak kiedyś móc do domu, wrócić bez obawy
Że mi rozniosą całe biuro ot tak, dla zabawy
Chcę wierzyć, że nadejdzie chwila tak oczekiwana
Że sami popracują tak ochoczo aż do rana.
Chcę widzieć, że oddani będą firmie tak na całość
Że na ich twarzach w poniedziałek będzie kwilić radość
I rzucą się w wir pracy ze szlachetnych tak pobudek
A (ja) wtedy mógłbym wreszcie zadbać... kto wie... może nawet o drugi podbródek
(pianista)
Chciałbym tak kiedyś być pianistą w dobrym kabarecie
A tutaj tylko świetny muzyk no a reszta ciecie (sami wiecie)
marne aktorstwo i pomysły jakby zdechła wena
a przy pianinie mają skarb cenniejszy... kto wie... może i od Chopina
Chciałbym wystąpić kiedyś dla prawdziwej publiczności
Takiej co skacze, piszczy, wrzeszczy, że aż miękną kości
Takiej, co klaszcze stojąc, no bo siedzieć nie wypada
A po występie czeka na mnie... się wie... fanek ze dwa stada – także spadam.[1]
1. |
Kabaret Róbmy Swoje |
2. |
Kozłowska, Agnieszka |