Nie marnowałem czasu w klasztorach Europy
i odkrywałem wśród wysokich traw grobowce rycerzy
którzy padli tak pięknie jak opowiadają ich ballady;
nie rozgarnąłem trawy na grobach
celowo pozwoliłem im zarastać.
Nie pozwoliłem mej myśli czekać i przemierzać
tych wielkich odległości
między ośnieżonymi górami i rybakami
jak księżyc
albo muszla w falującej wodzie.
Nie wstrzymywałem oddechu
by móc usłyszeć oddech Boga
nie zwalniałem sztucznie bicia sercem
ani nie pragnąłem wizji.
Chociaż obserwowałem ją często
nie zmieniałem się w czaplę i nie zostawiłem swego ciała na brzegu,
nie zmieniłem się w świetlistego pstrąga
i nie zostawiłem swego ciała w powietrzu.
Nie czciłem ran i relikwii
ani żelaznych grzebieni
ani ciał spowitych w całuny i spalonych.
Od dziesięciu tysięcy lat nie byłem nieszczęśliwy.
W dzień śmieję się a w nocy śpię.
Moi ulubieni kucharze przygotowują mi posiłki,
moje ciało samo się oczyszcza i naprawia,
i robota idzie mi dobrze.[1]