Człowiek w głowę skrobie,
sam już nie wie co robi
kiedy przyjdzie dzień taki jak dzisiaj.
Wszystkie martwe przedmioty
mają coś do roboty
choćby człowiek cichutko gdzieś przysiadł.
Co za dzień!
Z rąk wszystko mi leci.
talerzyk już trzeci.
Co za dzień!
W wisielczym humorku
przepalam sześć korków.
– Oj zmień się – mówią wszyscy zmień.
A cóż już ja poradzę
gdy jakiś zły los
od rana wodzi mnie za nos.
Jak ćma pośród ścian tak obijam się dziś.
w głowie chaos, a myśl godni myśl.
Zostać tu jeszcze, czy iść?
Co za dzień!
Wybiegam na miasto
w ten dzień jeden na sto.
Co za dzień!
Szoferzy gromadą
jak w dym na mnie jadą,
tak jakby już nie było mnie
I wpadam... na ciebie!
Och, życia ma wdzięk!
To bardzo... bardzo... miły dzień...
Tak to bywa, widzicie,
niespodzianki zna życie.
Człowiek uczy się, wiecznie się uczy.
Już nie będę narzekać,
ale czekać, och, czekać
dnia, o którym by można zanucić:
Co za dzień!
Niech wszystko z rąk leci,
talerzyk co trzeci.
w taki dzień!
Niech pada śnieg z gradem
i tak tam pójdę.
Nie zmienisz się już nic, o nie
I choć nie zapytasz
to powiem ci wprost
od rana wodzi mnie za nos.
że moim losem jest twój los.
w głowie chaos, a myśl godni myśl.
A czas tak się wlecze od rana jak żółw.
Za oknami gwar dzwonków i kół.
Jeszcze godzinka i pół...
Jak we śnie
wybiegnę na miasto
w ten dzień jeden na sto,
jak we śnie
zobaczę z daleka,
że jesteś, że czekasz.
I biegnę już uśmiechy dwa
A oczy twe pełne
są blasku i lśnień.
Dziękuję z góry za ten dzień...[2]