Ola ri ja, o la ri
za oknami wstaje świt
aż tu nagle wiatr nadleciał jak szalony
na ramieniu jeszcze żony ciepły ślad
wiatr nadleciał i kołysze naszym domem
a od miasta jakiś dziwny rośnie gwar
O la ri ja, o la ra
to melodia płynie zła
a ulicą zapomnienia gorzka rzeka
już oblepia wszystkie bramy gęsty muł
na przystankach na tramwaje nikt nie czeka
a z latarni słowik zwisa głową w dół
O la ri ja, o la ra
już na rynku festyn trwa
tańczy złodziej z kimś kto zakuł go w kajdany
i idiota z profesorem nauk trzech
z kalekami najpiękniejsze tańczą panny
a na wszystko fioletowy pada śnieg.
O la ri ja o la ra
czarny werbel marsza gra
obce słowa krzyczą usta skądś znajome
po podwórzu biega w kółko chory pies
biją dzwony i ktoś siedzi na balkonie
u sufitu porzeczkowy rośnie krzew
O la ri ja o la ra
za horyzont patrzę w dal
już na tacy mi podają sygnet złoty
marzę o tym by zatrzymać wreszcie czas
i łagodnie się zapadam w twoje włosy
i wychylam gorzki toast aż do dna
i objęci odpływamy gdzieś daleko
już za nami zatrzaskują ciężkie drzwi
i już oczom tak przytulnie pod powieką
i od łez twoja sukienka cała lśni
o la ri ja o la ra
o la ri ja o la ra[2]
1. |
|
2. |
http://www.podbuda.pl/ |