Ojcze Boże Wszechmogący,
Który z miłości gorejącej
Zesłałeś na te niskości
Syna Swego z wysokości.
Ku wielkiemu pocieszeniu
Twemu ludzkiemu plemieniu
Wydałeś Go na stracenie
Prze człowiecze odkupienie.
Miejmyż wszyscy na baczności
Drogą śmierć Jego miłości
I smutek Matuchny Jego,
Która cierpiała dla Niego.
Gdy Go we czwartek żegnała,
Tak Mu mówiąc narzekała:
„Weźmij mię w ogrojec z Sobą,
Pójdę rada na śmierć z Tobą”.
Pan na Nią smutnie spoglądał.
Po Swej Matce tego żądał:
„Miła Matko, racz mię puścić,
Noc-ci blisko, już mam czas iść”.
Smutneć było to rozstanie
Z Swym Synem Najświętszej Pannie;
Ileż boleści doznała,
Gdy się z Jezusem żegnała!
Gdy do ogrojca przybieżał.
Padł na ziemię, krzyżem leżał;
Tam Swą mękę wszystką widział,
Którą nazajutrz cierpieć miał.
Klęknął na kolana potem
Jął się pocić krwawym potem
Mówiąc: „Ojcze, możeli być,
Racz ten kielich precz oddalić”.
Jezu miły, nie lękaj się,
Wstań, nie klęcz, już spamiętaj się:
Masz niedaleko Judasza,
Idzie z ludem od Annasza.
Wiedzie na Cię lud tłumami,
Z kij mi, z mieczmi, z pochodniami:
We zbroje się zubierali,
Przełożeni im kazali.
Przystąpił Judasz nie cudnie,
Pozdrowił Pana obłudnie,
Jeszcze Go zdradnie całował:
Pan się schylił, twarz mu podał.
Gdy się miał Żydom przedstawiać,
Począł z nimi wprzód rozmawiać.
Pytał ich: „Kogo szukacie?
Jeśli Mnie? Oto Mnie macie”.
Prędko k’Niemu przyskoczyli,
O ziemię Nim uderzyli:
Z głowy, z brody włosy rwali,
Opak Mu ręce związali.
Związawszy Go tak okrutnie,
Wiedli Go do miasta butnie;
Sami zdrajcy szli po moście,
Pana wiedli w rzekę proście.
Annasz Go srogo powitał:
„Gdzie masz ucznie?” Tak Go pytał,
„Nie małoś tu złego zbrodził,
Fałszywąś nauką zwodził”.
Pan pokornie odpowiedział:
„Dawnoś Annaszu, to wiedział,
Zawsze Ja jawnie w kościele
Powiadałem prawdę śmiele”.
Wyciągnąwszy Żyd prawicę,
A miał zbrojną rękawicę,
Wyciął Mu policzek srogi.
Zniósł to Zbawiciel ubogi.
Więc na przemian wszyscy słudzy,
Jedni z tyłu, z przodu drudzy,
Włosy Mu z głowy targali,
Na Jego świętą twarz plwali.
Gdy Mu oczy zawiązali,
Prorokować znów kazali,
Godząc Go pięścią pod szyję:
„Gadaj Chryste, kto Cię bije!”
Annasz wiedzion do łożnicy,
Pan nasz wepchnion do piwnicy:
Jaki tam był nocleg Jego,
Nie można opisać tego.
Od okrutnego Annasza,
Poprowadzon do Kaifasza;
Fałszywych ten świadków zwodzi.
Gdyż Go na śmierć wydać godził.
Piłatowi Go posłali,
Osądzić mu Go kazali;
Wdziali Mu łańcuch na ramię,
To jest śmierci Jego znamię.
Dalej Mu cierpieć nie możem,
Że się czyni Synem Bożym,
I królem się też mianuje,
Co się nigdzie nie znajduje.
Stał przed Piłatem związany,
Zbity srodze i zeplwany;
Nie widział Piłat żadnego
Dotąd tak więźnia biednego.
Znów Go posłał Herodowi,
Galilejskiemu królowi:
„Oto masz więźnia swojego,
Wyzwól, jako niewinnego”.
Rzekł Mu Herod niewstydliwy:
„Ukaż nam też jakie dziwy,
Żydowie mi powiedzieli,
Iż Twoje cuda widzieli”.
Widział Pan króla pysznego,
Nie rzekł mu słowa żadnego;
Chciał z Nim Herod gadać dwornie,
Ale Pan milczał pokornie.
Król Herod serca pysznego
Wzgardził Jezusa miłego:
Na Jego większe pośmienie
Wdział nań z purpury odzienie.
Odesłał Go król sędziemu
Wielce niesprawiedliwemu:
„Coś mi to przysłał niemego.
Przyjmij zasię więźnia swego”.
Kazał Jezusa miłego
Bić u słupa kamiennego
Piłat; srodze Go tam bili,
Ciernie w głowę Mu wtłoczyli.
Wywiódł Piłat ubitego
Już na poły umarłego:
„Oto macie więźnia swego,
Wypuszczam, wam Go żywego”
.
Niemiłosierni Żydowie
Okrutniejsi niż katowie,
Na Piłata zawołali,
Ukrzyżować Go kazali.
Piłat w rozumie pobłądził,
K’woli Żydom Go osądził;
Skazał na śmierć niewinnego
Jezusa, Syna Bożego.
O Piłacie niecnotliwy,
Czemuś tak niesprawiedliwy ?
Oto Baranek bez winy
Idzie na śmierć bez przyczyny.
Żydowie Go pochwycili,
Na górę Go prowadzili,
Gwoźdźmi Go na krzyż przybili,
Między łotry postawili.
Wisiał na krzyżu zraniony,
Zbity, skłóty, zekrwawiony,
Nie mając odpoczywania,
Od ujęcia do skonania.
O Panie nasz miłościwy,
Czemuś tak bardzo cierpliwy?
Dla zmiłowania naszego
Zapomniałeś Bóstwa Swego!
Gdy nas tak bardzo miłujesz,
Sromot, razów, ran nie czujesz,
Raczże nas tem też darować:
Daj nam Ciebie umiłować.[1]
1. |
Siedlecki Jan, Śpiewniczek zawierający pieśni kościelne z melodiami dla użytku młodzieży szkolnej, wyd. 5 poprawione, Kraków, Księża Misjonarze na Kleparzu, 1908, s. 124–127. |