Ojcze i matko kochana, ostatnie skreślam westchnienie,
Jakie ja mam tu powolne konanie, w tym Oświęcimie.
Więcej już nie będę mogła pisać, kochani rodzice,
Bo ciało moje kostnieje, wybladłe są moje lice.
Dym w usta moje nadchodzi od spalonego tu ciała,
Nie będę już do was pisać, nie będę już was widziała.
Daremne tu jest błaganie, w ludziach wygasło sumienie,
Jest to metoda niemiecka, tak uchwalona w Berlinie.
Tu krematorium, mogiłę dla wszystkich jedną, zrobiono,
A powiedz, żeś może chory, to cię z powierzchni zmieciono.
Głód, nędza i narzekanie, na deszczu w błocie leżenie
I ciało zbite od knuta, ach, jakie straszne cierpienie!
Bez wijatyka świętego umierać tu każdy musi,
Zaledwie westchnie: mój Jezu – gaz go w komorze udusi.
Żar piekła przygotowany, gdzie ludzkie ciała się palą,
Popioły w lasy wywożą, gdzie wiatry ich rozwiewają.
Rodziny porozłączane, a nawet dzieci od matki,
Szukają swego tatusia, kiedy powróci do matki.
Ach, wy, panowie esowcy – wołają dzieci stroskane –
Powiedzcie, gdzie jest mamusia! Ich oczka łzami zalane.
Potwory w tym ludzkim ciele nie mają żadnej litości,
Kopie i biczem okłada, ciało odpada od kości.
Tak giną polskie narody, tak giną Ojczyzny dzieci,
Zmiłuj się, ach, Boże drogi, kiedy nam słońce zaświeci?
Odarta Polska z laurów, zniszczona ludzka fortuna,
Zdziesiątkowani mężczyźni, w rozpaczy jest każda żona.
Żegnam was, ojcze i matko, módlcie się za moją duszę,
W gazowej komorze córce już resztki życia ukrócą.
Żegnam cię, siostro i bracie, żegnam was wszystkich w rodzinie.
By Polska nasza powstała, na morzu okręt niech płynie.
Żegnaj mi, Ojczyzno miła, i wzmocnij potężnie ducha,
Aby się wkrótce rozwiała potworna ta zawierucha.
Niechaj znów Ojczyźnie naszej z wysoka słońce zaświeci,
W więzieniach i po obozach, by nie męczyli naszych dzieci.[1]
1. |
Świrko Stanisław, Z pieśnią i karabinem: pieśni partyzanckie i okupacyjne z lat 1939–1945: wybór materiałów z konkursu ZMW i „Nowej Wsi”, Warszawa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1971, s. 276, 277. |