Tam pod borem zieleni się trawa,
tam dziewczyna napasała pawa.
Pasła, pasła i do domu gnała,
i pawkowi tęskliwie śpiewała.
Trąciła go w skrzydełko niechcący,
paw poleciał do domu skrzeczący.
Ona za nim, aż się zeznoiła,
szuka wody, by się ochłodziła.
Wyszedł z dwora prześliczny młodzieniec:
to nie tędy do wody gościniec.
Nie szukaj mi gościńca bitego,
pilnuj sobie konia woronego.
A jak przyjdzie słońce i pogoda,
przyjdziesz Jasiu, do mego ogroda.
Napachasz się ziela zielonego,
napatrzysz się liczka rumianego.[1]
1. |
http://www.mikolaje.lublin.pl/ |