Mojej peleryny nie chcą już w lombardzie.
Zzieleniała z wieku jak sztof na bilardzie.
Jest podziurawiona jak sztandar bojowy,
Moja peleryna, ten mój znak cechowy.
Moją peleryną dziś handlarz pomiata,
Choć mi była wierna po wszech krańcach świata.
Błądziłem w niej tułacz po Forum Romanum,
Gdzie był tron Cezarów i gdzie Herkulanum.
Z mojej peleryny wszyscy drwią dziś pewnie,
Jam był w niej szczęśliwy i płakałem rzewnie.
Kiedy śnieg zawiewał przez okno mansardy,
I przyszło mi z Zochą los dzielić zły, twardy.
Moja peleryna przed śniegiem i rosą
Tuliła mi Zochę, nim śmierć przyszła z kosą.
Pod mą peleryną bladziutka, z uśmiechem,
Tak zgasła mi Zocha, jak gaśnie głos echem.
Dziś ma peleryna, jak duchowie czarni,
Wlecze się wciąż za mną z szynku do kawiarni.
A jam chciał raz w głodzie, dla chlebnych rozkoszy,
Jak Judasz ją sprzedać za trzydzieści groszy.
Lecz gdy handlarz rzekł mi, że na czapki potnie,
Z łap mu ją wyrwałem, besztając stokrotnie.
Wziąłem ją na ręce, tuląc, jak dziecinę,
I łzy gorzkie padły na mą pelerynę.[1]