W naszych żaglach zwiniętych śpi wielka marszruta
w naszych masztach śpią skrzydła lotniejsze niż ptak,
w naszych mapach śpi przestrzeń bezbrzeżnie rozsnuta,
puls uderza w maszynach i gra poszum flag.
W naszych żaglach zwiniętych śpi wiatr, oddech świta,
wiatr co morza podnosi i rzuca na ląd
wieczny ruch, który w górze z podniebia wylata,
niewidzialny, poczęty nie wiadomo skąd.
Dobra igła kompasu, jak z dłoni nam wróży
nieomylny kierunek wśród pustki i wód,
płyniemy poślubieni, jak Kolumb, podróży,
ten sam nas duch prowadzi, który jego wiódł.
Prosto z Zatoki Gdańskiej na Bałtyk, na Bałtyk, na Bałtyk
i z fali pełnej na złotych bursztynów,
bijącej o Hel na morza, na Atlantyk i dalej,
niech z masztów naszych czerwień łopocze i biel.
Żegnajcie i witajcie dalekie wybrzeża,
sygnały portów, mola, panoramy miast!
Wiatr wyprawy nam sprzyja, puls równo uderza,
syreny gwiżdżą w niebo na wyjazd i wjazd.
O, bądźcie pozdrowione morza, oceany i lądy,
których blady rozpierzcha się ślad!
Flota nasza pokłonem bandery rozwianej,
jak ojczyznę ogromną, salutuje świat.[1]