Nie masz nic w świecie ponad
Życie domowe,
Uczciwe a szczęśliwe,
Tanie a zdrowe.
Któż nie wzdycha za sielskim
Domkiem swym rodzicielskim,
Choć zeń zwykle miał w zysku
Sińce na pysku...
Każdy stroi swój domek
W glorię prześliczną,
Miłością go otacza,
Choć platoniczną.
Nawet przy szklance wódki
Społeczeństwa wyrzutki
Śnią o własnym domeczku
W ciepłym szyneczku.
Wszystkim młodość się święci
Jasna i czysta,
Czemuż tułać się musi
Biedny artysta?
Gdy nasz Kraków niepomny
Swojej rzeszy bezdomnej,
Tulą sztuki plastyczne
Domy... publiczne.
Teraz wszystko, jak słychać,
Już się odmieni.
Stanie klasztor malarski
W przyszłej jesieni.
Każdy będzie miał celkę,
Sztalugi i modelkę,
Ciepły kocyk na łóżku,
Wodę w dzbanuszku...
Kwitnie życie rodzinne
Już od poranka,
Wszystko dają na krydę,
Istna sielanka.
Wszystko w domu ma malarz:
Ratafię, starkę, alasz,
Więc piątek, czy niedziela,
Spity jak bela.
Ani sposób na studia
Wygnać go w pole:
W domku ciepło i sucho,
Już ja tam wolę!
Nabrał w domu ochoty
Do uczciwej roboty.
Przepisuje na czysto,
Został diurnistą.
I tak życie domowe
Płynie bez chmurki,
Cieszą się także wasze
Żony i córki;
Zamiast gonić w tym celu
Z artystą do hotelu,
Chronią się, pełne sromu,
W malarskim domu...
Śpieszcie się, krakowianie,
Z ofiarną dłonią,
Niech i biedni malarze
Głowę gdzieś skłonią.
Wszakże i tak z tej braci
Czynszu żaden nie płaci,
Zbędziecie się tej kliki,
Kamieniczniki![1]