Ruszyliśmy z wolna, a potem wciąż raźniej,
ni sioło nas żegna, ni miasto, ni step,
i szli nam naprzeciw esesman i strażnik,
i ziemia zwichrzona, tak czarna jak chleb.
I szliśmy spod Moskwy, i szliśmy z Uralu,
a w oczach zmęczonych pożoga i sen,
za górą, za stepem, za lasem, za dalą
jest Wisła, i Odra, i Szprewa, i Ren.
I dalej, i dalej, na zachód, na zachód,
na północ, południe, pożegnać nam wschód,
za Auschwitz, za Belsen, za Stutthof, za Dachau,
do walki, do boju za kraj nasz i ród.
I poszły dywizje, i szły bataliony
za wolność, za waszą, za naszą, za wiek,
i padły miliony, i wstały miliony,
jak step, co nas budzi i gubi swój brzeg.
A gdyśmy stanęli zmęczeni i senni
i czołg odpoczywał, samolot i człek,
śpiewaliśmy pieśni majowe, wiosenne,
za wolność, za radość, za ludzkość, za wiek.[1]