Złoci się smutny wrzesień w ogrodach,
sępy bombowców jęczą we mgle.
Płacze warszawska dziewczyna młoda,
smutno jej w sercu, smutno i źle.
Niebo jest gorzkie od łuny krwawej,
jak gdyby w błękit buchnęła krew.
Chłopiec na szańcu broni Warszawy,
w garści karabin, a w sercu gniew.
Bo matką naszą jest Warszawa,
jej herb musimy w górę wznieść.
/Cześć murom jej i ludziom sława!
Sława i cześć! I cześć!/bis
Noc okupacji nad miastem płynie,
rozpacz i żałość przytłacza pierś.
Mężnemu chłopcu, czułej dziewczynie
zajrzała w oczy brunatna śmierć.
Biły w stolicę armatnie gromy,
lecz duch w niej płonął trwalszy od twierdz,
choć przeciw wrażym fortom ruchomym
miała jedynie stal wiernych serc.
Bo matką naszą...
Piękna Warszawo, jasna stolico,
gdy zwyciężony najeźdźca padł,
twój lud roboczy twoim ulicom
przywraca dawny surowy ład.
Wyjrzał błękitny dymek z komina
i rozpoczyna lekki swój wzlot.
Patrząc na chłopca śpiewa dziewczyna,
a dzielny chłopiec chwyta za młot.
Bo matką naszą jest Warszawa,
syreni bohaterski gród!
/Jej mury uwieńczone sławą,
roboczy odbuduje lud./bis[1]