Biegłem jakby wśród mgły,
młodość śniła mi sny,
które znikać nie chciały o brzasku.
Łatwy każdy był szczyt
Gdy wierzyło się w mit
szybkiej sławy, pieniędzy oklasków.
Ziemia rwała spod stóp,
z diabłem brało się ślub,
byle krótszą prowadzić chciał drogą.
W skroniach tętnił puls krwi,
aż zmęczyłem się i... przystanąłem,
A wokół nikogo.
A za mną bezmyślnie podeptane kwiaty,
cichy smutek ciepłych, odtrąconych rąk,
szklanki, niedopitej w pośpiechu herbaty,
uśmiech, roztrzaskany o mój zimny wzrok.
A za mną zgaszone, ciepłe jasne twarze,
kilka zbyt pochopnie zatrzaśniętych drzwi.
Ledwie kątem oka muśnięte pejzaże,
w których tyle wierszy niespełnionych śpi.
Tak się skończył mój trans,
a dziś żal mi tych szans,
które życie znosiło mi w darze.
Kiedy głuchy od braw miałem w centrum swych spraw,
jakby w innym zupełnie wymiarze.
Teraz uczę się znów czułych gestów i słów,
znoszę świeże bukiety do domu.
I gdzieś w sercu na dnie cień nadziei mam, że
może będzie potrzebne to komuś.[1]
1. |
Grząbka Patryk, Moje piosenki – Michał Bajor, Warszawa, Agencja Artystyczna MTJ, 2003, s. 125. |
2. |
https://www.michalbajor.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=155:podeptane-kwiaty&catid=17:teksty-piosenek&Itemid=101 |