Pośród bezdroży polne drogi,
piasek i osty, biel i zieleń,
schyla się nisko dąb wysoki,
szumią olszyny na niedzielę.
Słońcem spalona gdzieś trawa,
cienia wśród drzew szukają ptaki,
tylko, jak w starym wierszu Staffa,
skrzypią drewniane dwa wiatraki.
Wiatraki, polskie wiatraki
progu sięgają nieba,
wiatraki, polskie wiatraki,
których już prawie nie ma,
wiatraki, polskie wiatraki,
których już prawie nie ma!
Jeszcze dźwigają dachy strome,
jeszcze w ich skrzydłach żyje wiatr –
może je rzuci w inne strony,
może je porwie dalej w świat?!
Drzewa jesieni warkocz plotą,
strachy na wróble w polu drzemią,
stoją wiatraki, tak jak dotąd –
pod obłokami, ponad ziemią.
Wiatraki, polskie wiatraki...[2]