I.
O królu wszech boleści, my poddani wierni
Znamy Twój ból, gdy gwoźdźmi członki Twe przebodli
Okrutni dręczyciele, naigrawacze podli –
Znamy ból od korony Twej – uwitej z cierni.
Wiemy, co zniosłeś, będąc pośmiewiskiem czerni,
Gdy pochlebcy zdradzili, niewdzięczni ochłodli...
Królu boleści! Ból nasz do Twego się modli,
Któremu kaci byli tak niemiłosierni!
Przez tyle już pokoleń do Ciebie, nasz Chryste,
Wciąż ten sam ból serdeczny o to samo żebrze:
Z tylu już oczu łzy tu spływały srebrzyste.
I w prochu łkały tylu smutków czarnych chóry, –
Że się łzy skrzepłe zdają lśnić w ołtarza srebrze
I smutek – że skamieniał w te czarne marmury.
II.
O, konający w kirów i srebra żałobie,
Przygwożdżony do krzyża na tej srebrnej blasze
I tak śmiertelnie czarny, jak niedole nasze, –
We łzach krwawych źrenice wznosimy ku Tobie!
Racz oderwać od krzyża ręce swoje obie,
Niechaj nas litościwy Twój uścisk opasze;
Gorzką my żółci z octem dopijamy czaszę,
By wstać, bo już Twe sądy grzmią na naszym grobie;
Gdy potopem krew bluzga na ziemskim obszarze,
Gdy na oślep świat leci w potępieńcze boje –
Twe nad śmiercią zwycięstwo niech się w nas okaże!
My, pogrzebani żywcem, rozdarci na troje,
Zmartwychwstania czekając, narodów Łazarze,
Błagamy! Wskrzesicielu, przyjdź Królestwo Twoje![1]