Przy piwie w karczmie w Limanowej
zapatrzeni w siwe mgły jesienne
czekaliśmy na autobusowe
ostatnie w lato połączenie
Buk przez okno złoty talar rzucił
Słońce na obrusie
Od dziewczyny w barze pożyczyłem uśmiech
oddam w autobusie.
A po lesie wiatr, a po lesie wiatr
rwie na strzępy pajęczyny nić
A po polu wiatr, a po polu wiatr
rozsypuje kopce siana w pył
Do pustynnych traw się tuli
skrada się do pustych ptasich gniazd
po strumieniach z wody śpiewa
lekkomyślny wiatr.
Wpatrzeni w okno milczeliśmy wszyscy
nikt nie przerywał nam czekania
Nawet gitary zacisnęły zęby
wiedziały już, że nie będzie grania
Oczy dziewczyny szeptały: zostań
czas się zatrzymał w Limanowej
Oddałem uśmiech, przewróciłem kufel
na stole talar złoty został.[1]