Przy potoku łozy krzak,
tam na kaczki wołam tak:
Przy potoku łozy krzak
tam na kaczki wołam tak:
kacz, kacz, kacz, kacz, kaczki mam
i tym kaczkom jęczmień dam.
Ja nie jestem kaczką twą,
żebym jęczmień jadła też,
a pochodzę z górskich stron,
gdzie miasteczka bije dzwon.
kacz, kacz...
Jęczmień zostaw kaczkom swym,
na nic słodycz twoich słów,
bo fałszywe oczy masz,
za innymi patrzysz znów.
kacz, kacz...
Ty do innej chodzisz wciąż,
do mnie zaś na tydzień raz,
gdy soboty ciężki dzień
i największej pracy czas.
kacz, kacz...[1]
1. |
Bekier Elżbieta, Niech rozbrzmiewa wolny śpiew: śpiewnik, Warszawa, Książka i Wiedza, 1952-07, s. 296, 297. |