Ramię pana poznane wśród tanecznej drogi
Jest jak mur nieugięte
Jak żelazo twarde
Czy słabość wzbudza w panu litość czy pogardę
Nie proszę pani
Zachwyt pełen dzikiej trwogi
Siatka na plecach moich
Pleciona ze złota
Sczepiła się z rękawem mojego dansera
W sieci złocistych oczek uwięzła tęsknota
Tak się miota
Że siatkę musimy rozdzierać
Zmęczyłam się ach chodźmy odpocząć
Wśród parawanów chińskich gdzie się smoki droczą
O tu na tych poduszkach pod tym abażurem
Lecz o czym pan rozmyśla w milczeniu ponurem
Pan tak pobladł i oczy ma pan jak ze stali
Boże on chce mnie objąć tak jak tam na sali[1]
1. |
http://www.jerzysatanowski.com/ |